Norbert Kobielski dobrze rozpoczął konkurs. W pierwszej próbie zaliczył 2,20 m, a potem w drugiej 2,25 m. Niestety trzy razy poprzeczka spadła na wysokości 2,29 m. Wielka szkoda, bo za każdym razem brakowało naprawdę niewiele, ale jednak brakowało. Polak przełamał niemoc. Zmienił trenera, poukładał sobie wszystko w głowie Rok temu Norbert Kobielski siedział ze złamaną nogą, a teraz wystąpił w finale MŚ - Było za nisko trochę poniżej moich oczekiwań. Po skokach próbnych i tym udanym na 2,25 m pomyślałem, że będzie grubo. Coś się jednak zepsuło, choć próbowałem te trzy skoki na 2,29 m oddać tak, jak na niższej wysokości. Pojawiał się jednak zły rytm. Trudno, bo czułem się świetnie i bawiłem się świetnie. Pierwszy raz od dawna byłem uśmiechnięty w konkursie. Cieszyłem się z tego, że mogłem być częścią finału - mówił Kobielski, który zajął ostatecznie dziesiąte miejsce. Nasz skoczek wzwyż liczy na to, że kolejne konkursy, w których będzie walczył o przeskoczenie w końcu 2,30 m, również będą mu sprawiały tak dużą radość. Przed rokiem o tej porze siedział w domu ze złamaną stopą, bo ta nie wytrzymała w czasie eliminacji w mistrzostwach świata w Eugene. Rehabilitacja miała trwać wiele miesięcy i zanosiło się na to, że Kobielski może stracić ten sezon. Tymczasem on po raz pierwszy w karierze wystąpił w finale MŚ. - Wydaje mi się, że to jest dopiero początek mojej drogi. Teraz chyba tak naprawdę zaczynam prawdziwą przygodę ze sportem - zakończył Kobielski. Przed Kobielskim ostatnim Polakiem w finale MŚ w skoku wzwyż był w 2009 roku Sylwester Bednarek, który wywalczył wówczas w Berlinie brązowy medal. Mistrzem świata został Włoch Gianmarco Tamberi, który wysokość 2,36 m pokonał w pierwszej próbie. Taką samą wysokość zaliczył Amerykanin JuVaughn Harrison, ale uczynił to w drugiej próibe. Po brąz sięgnął Katarczyk Mutaz Essa Barshim - 2,33 m. Z Budapesztu - Tomasz Kalemba, Interia Sport Alarm w Budapeszcie. Zagrożone jest zdrowie sportowców