Mateusz Borkowski odrobił lekcje z poprzednich lat. Po zmianie trenera na Andrzeja Wołkowyckiego spisuje się naprawdę znakomicie. W czwartek tak niewiele zabrakło do tego, by awansował do finału. Nasz lekkoatleta początkowo biegł na ostatniej pozycji. Tempo biegu było jednak tak szybkie, że miał problemy z przebiciem się do przodu. Zrobił to dopiero na ostatniej prostej. Na metę pierwszego półfinału wbiegł na czwartej pozycji. Wynik 1.44,30 sek. to jego nowy rekord życiowy poprawiony o 0,49 sek. To także kwalifikacja na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Paryżu. Dramatyczne chwile na stadionie. Krystyna Cimanowska zemdlała Wielki pech Mateusz Borkowskiego - Kiedy siedziałem w loży, czyli na gorących krzesłach, czekając na pozostałe biegi, to miałem dużą nadzieję na awans do finału, bo wynik, jaki zrobiłem, jest naprawdę bardzo dobry. Jestem zadowolony, bo było bardzo szybko. Szkoda, bo zabrakło 0,07 sek. do finału - mówił Borkowski, który mimo wszystko cieszył się z tego startu. Z bardzo dobrej strony w innym z półfinałów zaprezentował się Filip Ostrowski, który debiutował w mistrzostwach świata. 22-latek nie awansował do finału, ale walczył dzielnie. Przy okazji o 0,32 sek, poprawił rekord życiowy, który od teraz wynosi 1.45,30 sek. - Taktycznie zrobiłem nie to, co chciałem. Mam wielki niedosyt, bo zabrakło mi 0,1 sek. do wypełnienia minimum na przyszłoroczne mistrzostwa Europy w Rzymie. To był dobry bieg. Z Budapesztu - Tomasz Kalemba, Interia Sport To koniec. Ostatni start Polaka w MŚ. Teraz czas na kryminał