Dominik Kopeć w eliminacjach uzyskał czas 10,12 sek. Po nich mówił, że jeśli poprawi rekord życiowy, to możliwy będzie finał. Jak się okazało, by to osiągnąć, nie musiał nawet bić rekordu Polski, który od 1984 roku należy do Mariana Woronina (10,00 sek. - przyp. TK). Ostatni wynik, dający awans do finału, to było 10,01 sek. Wyjątkowa chwila. Polka była oblegana przez zagranicznych dziennikarzy Najwyższe miejsce polskiego sprintera w historii startów w MŚ Kopeć uzyskał 10,15 sek. i ostatecznie zajął 18. miejsce. Najwyższe w historii startów polskich sprinterów w MŚ. - Szkoda, bo zabrakło dwóch miejsc do zyskania cennych punktów do rankingu olimpijskiego, ale cieszę się z dwóch równych biegów na wysokim poziomie. Byłem czwartym z Europejczyków - mówił Kopeć. Los naszego lekkoatlety podzielił broniący tytułu Amerykanin Fred Kerley, któremu do awansu do finału zabrakło 0,01 sek. - Przyznam, że to dla mnie wielka sensacja - powiedział nasz sprinter. W półfinale Kopciowi zabrakło błysku. Z bloków wyszedł znakomicie, ale na dystansie to rywale byli lepsi. Zwłaszcza w jego drugiej części. - Czegoś zabrakło. Zdecydowanie do poprawy jest końcówka. Cieszę się jednak z tego, że na takiej imprezie zrobiłem dwa razy tak dobre wyniki. Gdyby do tego wiało mocno w plecy, to mogło być naprawdę różnie. Wiem, że stać mnie na wynik poniżej 10 sekund. I kiedyś to zrobię - mówił Kopeć. Polak w ostatnim czasie zrobił niebywały postęp. I z tego trzeba się cieszyć. - Jak sobie przypomnę, że dwa lata temu miałem problem z awansem do półfinału w mistrzostwach Europy, to pokazuje to, w jakim teraz jestem miejscu. Nawet nie marzyłem o czymś takim, a tymczasem były szanse na finał mistrzostw świata - cieszył się Kopeć. Z Budapesztu - Tomasz Kalemba, Interia Sport Niesamowita walka Polaka. To była droga z piekła do nieba. "Pokazałem, że mam jaja"