Rywalizacja na 1500 metrów jest obecnie niezwykle efektowna - nie ma już kunktatorstwa w ostatnich seriach i biegania na konkretny czas, który dawał awans nawet dziewięciu lekkoatletom. Dziś zasady są jasne - awansuje pierwsza szóstka. Jeśli więc jeden, dwóch, podyktuje wysokie tempo, reszta musi je utrzymać. Takie w pierwszym biegu, w drugiej jego części, podyktował słynny Jakob Ingebrigtsen - zakończył go na luzie w 3:33.94. A gdy tempo było słabsze, to w morderczym finiszu uczestniczyło aż jedenastu zawodników - tylu zmieściło się w jednej sekundzie w drugim biegu. I ledwie do kolejnej fazy zakwalifikował się znakomity Timothy Cheruiyot. Polak biegł w czołówce, trzymał się krawężnika. I wtedy stało się coś strasznego Michał Rozmys rywalizował w ostatniej serii, od początku biegł bardzo mądrze. W czołówce, na trzeciej pozycji, ale przy krawężniku, nie musiał nadrabiać dystansu. Z całego 14-osobowego peletoniku odstawał jedynie Etiopczyk Adisu Girma, reszta biegła blisko siebie. Kenijczyk Abel Kipsang nadawał mocne tempo, kolejni zawodnicy zaczęli się zbliżać do Polaka. Na dwa okrążenia przed końcem Rozmys był czwarty, później niewiele się zmieniło. Gdy do mety zostało około 200 metrów Polak został zahaczony, a później jeszcze pchnięty przez próbującego zbiec na zewnątrz Anglika Elliota Gilesa. Omal nie upadł, to kosztowało go znaczny spadek. Do mety dotarł na 11. miejscu, choć z najlepszym wynikiem w tym sezonie - 3:36.26. "Powinniśmy złożyć protest" - Michał Rozmys po biegu Polak był po biegu był mocno rozczarowany, trudno mu się dziwić. - Cały czas patrzyłem na innych, by kogoś nie nadepnąć. Miałem tyle siły, by ruszyć, ale wciąż biegłem na krawężniku. I wtedy ktoś mnie nadepnął, raz, a potem drugi. Szkoda, byłem przygotowany bardzo dobrze. Nie czuję się zmęczony tym biegiem, więcej mnie kosztowała ta wywrotka. Myślę, że powinniśmy złożyć protest - powiedział Rozmys w TVP Sport po biegu. Protest został przez polską ekipę złożony.