Piotr Lisek w tym sezonie skakał najwyżej od kilku lat. Konkurs rozpoczął od zaliczenia w pierwszej próbie 5,55 m, ale potem przyszły dwie zrzutki na 5,75 m. Z tą wysokością uporał się w trzeciej próbie. Następnie w pierwszej strącił 5,85 m i wtedy zagrał va banque. Dwie kolejne próby przeniósł na 5,90 m. Nawet gdyby pokonał tę wysokość, to i tak nie wywalczyłby medalu. Łzy i rozgoryczenie polskiej mistrzyni. "To cholernie boli" Piotr Lisek: oddam się szaleństwu, bo tyczka jest dla wariatów - To był trudny konkurs, bo toczył się na bardzo dużych wysokościach. Cieszę się, że brał udział w tak znakomitych zawodach - mówił Lisek, który wystąpił w finale MŚ po raz pierwszy od 2019 roku. Lisek przyznał, że musi znowu wprowadzić odrobinę szaleństwa do treningów, by się odmłodzić. To ma być jego sposób na powrót do wysokiego skakania. - Nie mam już nic do stracenia, a chcę jeszcze trochę poskakać. Nie planuję kończy kariery przed igrzyskami w Los Angeles w 2028 roku. Nie ucieknę tak szybko ze sportu. Dlatego będę mniej zwracał uwagę na zdrowie. Oddam się szaleństwu, bo tyczka jest dla wariatów - powiedział Lisek, który w październiku zostanie ojcem po raz drugi. Przed naszym tyczkarzem w tym roku jeszcze trzy starty. Zapraszał też jednak serdecznie na mityng "Lisek i przyjaciele", jaki odbędzie się 16 września. Nie będzie skakał, bo tym razem będzie pełnił rolę organizatora. Na 12. pozycji zawody zakończył Robert Sobera - 5,55 m. Mistrzem świata został Armand Duplantis - 6,10 m. Drugi był Filipińczyk Ernest John Obiena - 6,00 m, a po brąz sięgnął Australijczyk Kurtis Marshall, ex aequo z Amerykaninem Christopherem Nilsenem. Obaj skoczyli 5,95 m. Z Budapesztu - Tomasz Kalemba, Interia Sport Mało kto w niego wierzył. Życiowa forma Polaka. Sensacyjny awans do finału MŚ