Komentatorzy i obserwatorzy lekkoatletycznych mistrzostw świata w Budapeszcie przyznają, że czegoś podobnego nie widzieli. Wózki elektryczne podobne do polskich melexów miały dostarczać bezpiecznie zawodników na start każdej konkurencji. Umocowano na nich kamery, więc widzowie mogli śledzić drogę lekkoatletów siedzących wygodnie w wiozących ich pojeździe. Co mogło się im stać. Wydarzenia przed półfinałami 200 metrów pokazały, że nawet to jest ryzykowne. Wózek wiozący Andrew Hudsona i uczestników pierwszego planowanego półfinału męskiego biegu na 200 metrów miał wypadek. Uderzył w innego melexa. Widać to na tym filmie: W efekcie tego zderzenia doszło jednak do obrażeń. Jamajczyk Andrew Hudson ucierpiał najbardziej. Kawałki szkła wpadły mu do oka, trzeba było je wyjmować. W efekcie wszystko się opóźniło. Organizatorzy postanowili półfinał z jego udziałem zaplanowany jako pierwszy przesunąć na ostatni w kolejności. Mimo tego Jamajczyk uzyskał tylko 20,38 s i zajął piąte miejsce za Noahem Lylesem. Nie zakwalifikował się do finału, ale z uwagi na wypadek został dołączony do finału jako dziewiąty. "Gdybym wiedział, nie obcinałbym paznokci". Naprawdę poszło o paznokieć Najbardziej niesamowity dzień dla Jamajki Ten dzień był niezwykły dla jamajskiej lekkoatletyki. Danielle Williams nieoczekiwanie wygrała finał 100 metrów przez płotki i po ośmiu latach odzyskała tytuł mistrzyni globu. Antonio Watson po niesamowitej pogoni na finiszu zdobył złoto na 400 metrów. Niesamowity bój z Grekiem Militadesem Tentoglou stoczyli jamajscy skoczkowie w dal, a Carey McLeod może by go i pokonał, gdyby nie fakt, że oddał najbardziej niecodzienny skok w dziejach. Poślizgnął się i poleciał na piaskownicę saltem.