Albert Komański myślał o tym, by w Budapeszcie bić rekordy życiowe, a tymczasem jego start zakończył się klapą. Polak, w swoim debiucie w mistrzostwach świata, został sklasyfikowany dopiero na 47. pozycji. Utrudniają życie polskiemu bohaterowi lekkoatletycznych MŚ. "Nie mam już wstępu" Albert Komański nie owijał w bawełnę: jest mi wstyd Po starcie nie szukał usprawiedliwienia. Od razu postawił sprawę jasno i przyznał się do tego, że słaby występ to tylko i wyłącznie jego wina. - Nie ma co zwalać na pogodę. To był po prostu tragiczny bieg w moim wykonaniu. Najgorszy w sezonie i to na najważniejszej imprezie. Przepraszam kibiców, a pretensje mogę mieć tylko do siebie - mówił Komański. Komański przyznał, że po 80. metrze kompletnie nie miał sił i nie wie, dlaczego tak się stało. - Jestem załamany - zakończył. Do awansu do półfinału trzeba było pobiec 20,56 sek., podczas gdy rekord życiowy Polaka wynosi 20,49 sek. Z Budapesztu - Tomasz Kalemba, Interia Sport "Patelnia" na stadionie. Koszmarne warunki. "Można było jajka smażyć"