Piątkowy wieczór był dla polskich sprinterek bardzo nerwowy, bo choć w półfinale rywalizacji na 4x100 m biegły bardzo dobrze, to na dwóch zmianach kiepsko przekazywały sobie pałeczkę. Wystarczyło to jednak do awansu do wielkiego finału, a tu nasze zawodniczki, już lepiej zmieniając, mogły powalczyć o rekord Polski. W piątek się do niego zbliżyły, na zaledwie cztery setne sekundy. Mając Ewę Swobodę w życiowej formie można było oczekiwać, że teraz się uda. Polki walczyły o historyczny wynik. Były w stanie go osiągnąć Polki walczyły jednak o coś więcej, o najwyższe miejsce w historii naszej sztafety w mistrzostwach świata. Awansowały do finału pierwszy raz po 16 latach, to cała epoka. Jedynie w 1999 roku w Sewilli udało się zająć lepsze miejsce niż ósme - wtedy Zuzanna Radecka, Irena Sznajder, Monika Borejza i Joanna Balcerzak skończyły siódme. W Budapeszcie mogło być lepiej, ale biało-czerwione musiały wyprzedzić trzy zespoły. Po dołączeniu do składu na pierwszym torze Niemek, znalazło się w nim bowiem aż dziewięć ekip. - Dałyśmy z siebie wszystko i w finale będziemy liczyły na dobry wynik. To, co mogłam, to dałam na setkę. Na zmianie trochę uciekłam Madzi. Emocje wzięły górę. Zwłaszcza kiedy widziałam, że coś nie wychodziło na zmianach dziewczynom - mówiła po piątkowym starcie nasza liderka Ewa Swoboda. Te zmiany musiały być po prostu lepsze, zwłaszcza z udziałem Krysciny Cimanouskiej. Polska sztafeta w finale 4x100 metrów. Celem był rekord kraju Uczestniczki finału można podzielić na dwie różne klasy. Poza zasięgiem wydawały się być sztafety z USA i Jamajki, ze wskazaniem na Amerykanki. Później Wielka Brytania, choć bez Diny Asher-Smith i Wybrzeże Kości Słoniowej z Marie Josée Ta Lou, dalej - cała reszta. Mająca mocniejsze i słabsze punkty. Albo eksperymentująca, jak my z Pią Skrzyszowską, ale też i Holandia, z Lieke Klaver z 400 m oraz płotkarką Nadine Visser. Polki znalazły się na trzecim torze, niezłym, jak na wynik z półfinału. Goniły Włoszki, gdyby nam nie uciekły, Swoboda mogła załatwić na ostatniej prostej sprawę. Nas goniły Holenderki, przy krawężniku były jeszcze Niemki. Pia Skrzyszowska, Kryscina Cimanouska, Magdalena Stefanowicz i Ewa Swoboda miały wszystko w swoich nogach. Nie był to bieg idealny, pierwsze przekazanie znów mogło być lepsze. Na drugiej zmianie Klaver dogoniła i wyprzedziła Cimanouską, ale później u Holenderek, ale też i Iworyjek, nastąpił jakiś kataklizm. Te pierwsze nie przekazały pałeczki na ostatniej zmianie, zawodniczki z Afryki przewróciły się na drugim łuku. Swoboda na ostatniej prostej zapewniła naszej drużynie piąte miejsce, wygrała z Niemką, czwarta Włoszka była jednak trochę za daleko. Pojedynek o złoto też był niesamowity - Sha'Carri Richardson miała na starcie przewagę nad Shericką Jackson, nie dała się już dogonić. Czas Amerykanek - 41.03 s - to nowy rekord mistrzostw świata. Drugie Jamajki straciły 18 setnych, trzecie Brytyjki - już 94 setne.