Rok temu w mistrzostwach Europy w Monachium Femke Bol była klasą samą dla siebie - zdobyła trzy złote medale, choć przecież w Bawarii nie rozgrywano sztafety mieszanej. Triumfowała dwukrotnie na dystansie jednego okrążenia - przez płotki i na płaskim dystansie, dołożyła do tego triumf w sztafecie 4x400 m pań. Do Budapesztu przyjechała po podobne osiągnięcie, też trzy medale, choć raczej nierealne wydawało się zdobycie samych najcenniejszych. W sztafecie kobiecej Amerykanki wydają się być jednak poza zasięgiem, bo po Femke Bol i Lieke Kaver jest jednak duża przepaść z kolejnymi sprinterkami. Dramat naszej medalistki olimpijskiej. Nowa potęga, to już nie Polska Feralna sztafeta, Bol przepadło złoto i rekord świata. Szybko zapomniała Tyle że znakomita 23-letnia biegaczka sama pozbawiła się tej szansy. W sztafecie mieszanej miała tylko dobiec do mety na pierwszej pozycji, była zdecydowaną faworytką, skoro prowadziła, a jaj rywalką była akurat mało znana Amerykanka Alexis Holmes. Rywalka się jednak nie poddała, toczyła bój bark w bark, gdy na trzy metry przed metą Holenderka upadła, zgubiła pałeczkę, uderzyła głową w bieżnię. Podniosła się, ale przeszła kreskę bez pałeczki, a to niedozwolone. Nie było więc nawet brązowego medalu, sędziowie od razu zdyskwalifikowali Holandię. Dziś nadszedł czas rewanżu - jedyną zagadką było tylko to, czy Bol nie popełni jakiegoś błędu, czy w tym decydującym biegu wytrzyma ciśnienie. Czy jeśli któraś z rywalek ją "naciśnie" na samym finiszu, nie popełni jakiegoś błędu, nie zepnie się? Nic takiego się nie stało - Holenderka biegła dziś w swojej lidze. Kapitalny bieg Femke Bol w finale 400 m przez płotki. Rywalki zostały daleko z tyłu Można oczywiście zapytać, czy gdyby w Budapeszcie startowała rekordzistka świata Sydney McLaughlin-Levrone, Bol też by została mistrzynią? Tak, zostałaby, bo Amerykanka chciała tu rywalizować na płaskim dystansie. Głupio ułożony program praktycznie nie pozwalał na połączenie tych konkurencji, wymagało to sześciu startów w sześć dni. Bol zdecydowała się na płotki, ale też i od początku sezonu na nie stawia. Z bloków wyszła dość spokojnie, ale szybko złapała właściwy rytm. Na początku wydawało się, że dystans do Holenderki zmniejszyła biegnąca sąsiednim torem Shamier Little, ale już na przeciwległej prostej wszystko wróciło do normy. Na ostatnich stu metrach Bol miała gigantyczną przewagę, wygrała w czasie 51.70 s. Daleko za nią trwała walka o drugą pozycję - Little udało się na samym końcu przyspieszyć, dzięki temu o jedną setną wyprzedziła Jamajkę Rushell Clayton. Obie straciły jednak do złotej medalistki... ponad sekundę. To przepaść.