Przy tym dystansie i prędkościach, jakie uzyskują sprinterki na 100 metrów, różnica jednej tysięcznej sekundy jest porównywalna do jednej setnej, o której mówił Matt Biondi w 1988 roku. Ścigał się wtedy z wyśmienitym delfinistą Anthony Nesty'm z Surinamu i przegrał z nim na dystansie dwóch basenów tak nieznacznie. - Gdybym wiedział, nie obcinałbym paznokci - powiedział po wyścigu. Paznokcie Ewy Swobody są słynne i imponujące, a walka o jej udział w finale 100 metrów mistrzostw świata w Budapeszcie miała taką właśnie stawkę - długość tradycyjnego paznokcia. Ewa Swoboda: odpadła, nie odpadła, odpadła, nie odpadła Ewa Swoboda najpierw po drugim biegu była przekonana, że jej szansa już przepadła i opuściła nawet poczekalnię. Organizatorzy ją wtedy zawrócili, bo po drugim biegu Polka wciąż była w grze o finał. Ewa Swoboda zrobiła wielkie oczy, to było jej pierwsze zdziwienie. Drugie znacznie przebiło poprzednie. Niebywałe. Taki sam dramat dwóch zawodniczek z jednego kraju Po trzecim wyścigu bowiem Polka miała ten sam czas co Dina Asher-Smith - 11,01 s. Decydowała jedna tysięczna sekundy. Początkowo uznano, że o tę jedną tysięczną była wolniejsza Ewa Swoboda. Na wieść o tym Polka uroniła łzę przed kamerami TVP. - Co mam powiedzieć, jest mi przykro - mówiła i uśmiechała się, ale głos jej drżał i łzy płynęły. Krótko potem okazało się, że huśtawka nastrojów jest jeszcze większa. Jak podał Sebastian Chmara w TVP Sport, członek polskiej ekipy Filip Moterski złożył protest po biegu Polki. Jury zamknęło się na krótkich obradach i uznało, że dopuści do startu dziewięć zawodniczek. To nie pierwszy przypadek, gdy protest Filipa Moterskiego przyniósł efekt. O innym pisaliśmy tutaj.