Pia Skrzyszowska nie ukrywa, że pierwszy start w mistrzowskiej imprezie bywa bardzo trudny. Dla niej ten we wtorkowych eliminacjach też taki był, mimo, że dość pewnie wywalczyła awans do półfinału z czasem 12,65 s. Zaczęła jednak trochę usztywniona, właściwa szybkość i rytm przyszły w drugiej części dystansu. - Byłam trochę zdenerwowana, ale dzięki temu byłam też skupiona. Nie chciałam popełnić żadnego błędu, by spokojnie wejść do półfinału. Plan wykonałam. Miałam ciężkie serce, ale teraz jest ulga, że pierwszy start już za mną - mówiła mistrzyni Europy Interii Sport tuż po swoim występie. Ten najważniejszy dla niej był jednak w środę wieczorem - bardzo pragnęła znaleźć się wśród ośmiu najlepszych zawodniczek świata. Taki bowiem jest obecnie poziom w tej konkurencji, tu nawet czas 12,50 s mógł nie dać awansu. A przypomnijmy - do tego czempionatu 22-letnia warszawianka przystępowała z rekordem życiowym 12,51 s z zeszłego lata, a w tym roku - 12,59 s. Pia Skrzyszowska w ostatnim półfinale. Wiedziała już, że musi pobiec bardzo szybko Polka miała ten przywilej, że wystąpiła w ostatnim biegu. Znała już czasy rywalek, a zasady były proste - z każdego biegu awans zapewniały sobie dwie najlepsze, a finałową ósemkę miały uzupełnić dwie z najlepszymi czasami. To była właśnie szansa dla Polki, bo przecież w swoim półfinale miała mistrzynię olimpijską Jasmine Camacho-Quinn oraz znakomitą w tym sezonie Nię Ali. Z resztą mogła powalczyć, ale musiała "zakręcić się" w okolicach swojego rekordu życiowego. Pierwszy bieg wygrała zgodnie z oczekiwaniami Amerykanka Kendra Harrison, ale w gorszym czasie niż we wtorek - tym razem 12.33. Druga była Bahamka Devynne Charlton (12.49 s). Nas interesował czas zawodniczki trzeciej i czwartej, czyli Szwajcarki Ditaji Kambundji (12.50 s) i Jamajki Megan Tapper (12.55 s). One usiadły w poczekalni na "gorących kanapach" - niepewne miejsca w finale. Drugi był mocno zaskakujący - szybko odpadła bardzo dobra przecież Amerykanka Massai Russel, wpadła w plotek, później w drugi. Rekordzistka świata Tobi Amusan zaczęła zaskakująco wolno, dopiero na kratach zapewniła sobie wygraną, ale w kiepskim czasie: 12.60 s. Awansowała też druga Jamajka Ackera Nugent (12.60 s), odpadła zaś już na pewno Nadine Visser (12.62 s). Polka przed wielką szansą. Obok niej słynna rywalka Pia Skrzyszowska musiała więc zająć albo miejsce w czołowej dwójce, albo przybiec na trzeciej pozycji, ale poniżej 12.55 s. Gdyby była czwarta, to już co najwyżej z czasem 12.49 s - to jeszcze dawało jej awans. Obok Polki znalazła się Nia Ali, to do niej mogliśmy odwoływać występ Polki. 22-latka zaczęła za Amerykanką, ale praktycznie się z nią zrównała, podobnie jak z Danielle Williams. I na dziewiątym płotku uderzyła w niego nogą atakującą, straciła szybkość. Pogrzebała swoje szanse. Była na mecie czwarta, ale w czasie 12.71 s. O 21 setnych za wolnym, by walczyć o medale. Wygrała zaś Camacho-Quinn (12.41 s), przed Ali (12.49 s) i Williams (12.50 s). Tak jak rok temu, miejsce w finale gwarantowało więc równe 12,5 sekundy. - Zaryzykowałam. Ten rok jest dla mnie taki w kratkę, ale zapewniam: miejsca w finale na igrzyskach już nie oddam - zapewniła przed kamerą TVP Sport.