Łzy i rozgoryczenie polskiej mistrzyni. "To cholernie boli"
Aleksandra Lisowska, mistrzyni Europy w maratonie, nie dotarła do mety w lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Budapeszcie. 32-latka przeżywała bardzo to, co się stało. Łzy ciekły jej po twarzy, bo do stolicy Węgier przyjechała ze sporymi nadziejami.

Aleksandra Lisowska zeszła z trasy po 32. kilometrze. Zmagała się z kolką. Nie była w stanie przezwyciężyć bólu i musiała podjąć trudną decyzję.
Nasza maratonka mówiła, że do Budapesztu przyjechała w dobrej formie i liczyła na walkę o czołowe miejsca.
Dramat polskiego debiutanta w MŚ. "Zawiodłem chłopaków. Przykro mi"
Aleksandra Lisowska chciała walczyć o czołowe lokaty MŚ. Przeżyła jednak dramat
Przegrała jednak ze zdrowiem. Nie chciała też dobiec na odległej pozycji.
Przegrałam z kolką. Nigdy nie miałam takich problemów. Nie wiem, co się stało. Zaskoczyła mnie, bo czułam się rewelacyjnie. Byłam w stanie walczyć nawet o pierwszą ósemkę. Pilnowałam tego biegu, bo miałam w planie depnąć na ostatnich 10 kilometrach. Wiedziałam, że stać mnie na to, bo miałam zapas sił. Niestety przed 30. kilometrem złapała mnie kolka. Zwolniłam. Zaczęła puszczać. Dziewczyny mnie jednak przegoniły. Wiedziałam, że nie dam rady być w ósemce, a nie przyjechałam walczyć o 20. albo 30. miejsce. Wiem, jaką pracę wykonałam i po co przyjechałam. Niestety nie udało się. Teraz muszę się pozbierać
Nasza maratonka przed rokiem sięgnęła po złoty medal mistrzostw Europy, zapisując się w historii polskiej lekkoatletyki. Teraz chciała zrobić kolejny krok. Nie udało się.
- To cholernie boli. Wiedziałam, przez jaką drogę przeszłam i że mam formę. Cierpiałam tysiące razy o wiele bardziej na treningach niż w tym biegu. On był pode mnie, a do tego czułam się rewelacyjnie. Momentami nawet się hamowałam. Puściłam pierwszą grupę, bo wiedziałam, że 3.25 na kilometr i szybciej może być dzisiaj za szybko. Ale znakomicie czułam się na 3.30, a nawet 3.27. Miałam ruszyć na ostatnich 10 kilometrach. Wszystko miałam zaplanowane w głowie. Teraz trzeba się pozbierać i pokazać, co potrafię w igrzyskach w Paryżu - mówiła, ocierając łzy.
Do mety dotarła druga z Polek Monika Jackiewicz. 30-latka zajęła 40. miejsce. Na mecie zameldowała się z czasem 2:37.18.
- Cieszę się bardzo, że dotarłam do mety, bo pogoda była bardzo ciężka. Biegłam ze sporą rezerwą, żeby nie przeszarżować. Czułam, że mogę jeszcze finiszować, ale starałam się biec tak, by za szybko nie pojawiła się ściana, bo jednak mocno grzało - mówiła Jackiewicz.
- Też miałam problemy. Przewracało się w brzuchu, ale walczyłam z tym. Nie jest to przyjemne. Gdyby nie jelita, to na pewno mogłam jeszcze trochę urwać z czasu - dodała.Dla niej to był dopiero czwarty maraton w karierze.
- Marzę teraz o starcie w igrzyskach olimpijskich w Paryżu - zakończyła.
Mistrzynią świata została Etiopka Amane Berisko Shankule - 2:24.23. Druga była jej rodaczka Gotytom Gebreselase - 2:24.34, a trzecia Marokanka Fatima Ezzahra Gardadi - 2:25.17.
Z Budapesztu - Tomasz Kalemba, Interia Sport












