46 setnych za mistrzem świata. Świetny finisz Polaka w strugach deszczu . I gorące krzesło
Trudno było liczyć na to, że Maciejowi Wyderce uda się wywalczyć bezpośredni awans do finału mistrzostw świata na 800 metrów, skoro w składzie jego serii byli Marco Arop czy Djamel Sedjati, czyli zawodnicy z czwartym i piątym czasem w historii dystansu. A Polak, najmłodszy w stawce, pokazał niesamowitą ambicję, ruszył z samego końca stawki. I finiszował czwarty, a jeszcze był bliski pokonania doskonałego Irlandczyka Marka Englisha. Zostało oczekiwanie na "gorącym krześle" na to, co zrobią rywale w kolejnych dwóch seriach. To oczekiwanie trwało osiem minut.

Dwa dni temu Maciej Wyderka w fenomenalnym stylu wygrał swój bieg eliminacyjny, ograł na finiszu znacznie bardziej doświadczonych i utytułowanych rywali. Awansował, co nie udało się Patrykowi Sieradzkiemu czy Filipowi Ostrowskiemu.
I był szczęśliwy, bo nie spodziewał się aż tak fenomenalnego zakończenia.
- Kompletnie nie spodziewałem się tego, że wygram ten bieg, bo biegali ze mną niesamowici zawodnicy. Dałem im radę, więc kto wie, co będzie w półfinale - mówił w Tokio w rozmowie z red. Tomaszem Kalembą.
A w "nagrodę" za swoje zwycięstwo dostał serię z... trzema najlepszymi specjalistami na tym dystansie na świecie: Emmanuelem Wanyonyim, Marco Aropem i Djamelem Sedjatim. A do tego jeszcze z brązowym medalistą poprzednich MŚ - Benem Pattisonem.
To było kuriozalne rozwiązanie, genialnego Kenijczyka ostatecznie przesunięto do trzeciej serii. Ale obsada serii z Polakiem i tak była niesamowita. Co ostatecznie okazała się zgubnym dla naszego reprezentanta.
MŚ w Tokio. Ambitna pogoń Polaka za faworytami. I jeszcze mógł wierzyć w awans do finału
Wyderka ruszył bowiem mocno ze startu, ale nie zdołał zbiec do krawężnika na czele stawki. Został zamknięty, znalazł się z tyłu. Po 200 metrach był siódmy, za nim znajdował się tylko Pattison. Tempo nie było jednak imponujące, pierwsze okrążenie pokonali w 52.06 s. Dla porównania - gdy Sieradzki prowadzi Aropa czy Wanyonyeigo w Diamentowych Ligach, "łamie" 50 sekund.

Na 250 metrów przed metą Polak przyspieszył, zaczął atakować po zewnętrznej. Na ostatnią prostą wybiegł już czwarte, zaczął gonić dwóch faworytów i Irlandczyka Marka Englisha, który zaatakował jako pierwszy. I osłabł, a Polak miał jeszcze siły. Tyle że nie zdołał już go dogonić.
Arop i Sedjati pewnie zajęli dwa pierwsze miejsca, z tym samym czasem (1:45.09). Wyderka był czwarty (1:45.55), miał jeszcze szansę awansu z czasem. Tyle że pozostałe biegi musiały być wolniejsze.
Nie były, okazały się szybsze - i to znacznie. Z "gorącego krzesła" zszedł już po ośmiu minutach, gdy zakończyła się druga seria. Ale i tak mógł być dumny z tego, co zrobił.
- Chciałem być w czubie, ruszyłem żwawo z trzeciego toru, ale i tak mnie wszyscy zamknęli. Na tych ostatnich metrach dogoniłem czołówkę, ale strasznie dużo straciłem z tego powodu. Oczekiwałem czegoś takiego, jak później w drugiej serii. A nie doczekałem się podobnego biegu w tym sezonie. A chciałem, bym mógł pobiec na maksa. Trzeba z tym poczekać do kolejnego sezonu - powiedział w TVP Sport.













