Klaudię Wojtunik dramat spotkał już na samym początku mistrzostw Europy. Była drugą z Polek, która wystąpiła w eliminacjach biegu na 100 m przez płotki, choć na tym etapie nie musi startować Pia Skrzyszowska, broniąca złota z Monachium. I pewnie już wiedziała, że chwilę wcześniej znakomicie spisała się Klaudia Siciarz, która uzyskała swój najlepszy czas od dwóch lat i pewnie awansowała do półfinału. Wojtunik zaś została prawa startu w półfinale pozbawiona. Zdaniem sędziów, popełniła falstart, aparatury pomiarowe wskazały czas reakcji 0.984 s. Czyli o 16 tysięcznych za szybko. Tyle że w powtórkach telewizyjnych nie było tego widać. Bieg szybko przerwano, ale 25-letnia Polka była spokojna o powtórkę. Okazało się, że to ponoć ona złamała zasady, sędziowie pokazali jej czerwoną kartkę. Nie pomogły tłumaczenia, prośby o powtórkę zapisu na monitorze. - Zostałam w bloku, wcale nie byłam z przodu, przed rywalkami. Jestem w ciężkim szoku, przywiozłam tu wspaniałą formę - mówiła chwilę później w TVP Sport Klaudia Wojtunik. - Nie miałam możliwości zobaczenia tego na ekranie, nie dopuszczono mnie też do biegu "pod protestem" - dodała smutna. Protest Polski został odrzucony. Szybka reakcja i apelacja. Jest decyzja! Polska ekipa złożyła protest, specjalistą od takich działań jest szef polskich sędziów Filip Moterski. A tu podstaw było sporo - zapis wideo nie pokazał rażącego naruszenia przepisów przez Polkę. Jeśli gdzieś za mocno nacisnęła na blok podczas samej procedury startowej, powinna obejrzeć żółtą kartkę. Został on jednak odrzucony, złożono więc apelację do kolejnej instancji. I ona przyniosła skutek. Wojtunik nie dostała jednak miejsca w półfinale, musi o nie powalczyć. Sama ze sobą, pobiegnie jako jedyna, co utrudnia zadanie. Ma jedno zadanie - uzyskać czas poniżej 13.23 s, bo tyle miała ostatnia zakwalifikowana do sobotniego półfinału Włoszka Elena Carraro. Jeśli będzie to dokładnie 13.23 s, sędziowie zmierzą czas co do tysięcznych części. Jeśli zaś gorszy - w sobotę na starcie pojawi się Carraro.