Niedawno zakończone lekkoatletyczne zmagania o prymat na Starym Kontynencie zostaną zapamiętane przez kibiców głównie za sprawą wielu wpadek organizacyjnych. Codziennie dochodziły do nas informacje o protestach. Gospodarze mieli nawet problemy z prostymi rzeczami, takimi jak pistolet dający sygnał do startu. Kuriozalna sytuacja wydarzyła się w biegu na 10 000 metrów kobiet. Zawodniczki w pewnym momencie nie wiedziały, co robić. "Mam nadzieję, że to jest ostatnia impreza mistrzowska we Włoszech" - oznajmiła Interii Ewa Swoboda, która akurat opuściła Wieczne Miasto w miarę dobrym humorze. Polacy wrócili z ośmioma medalami. W kraju liczono na więcej Nasza sprinterka nie zawiodła i wreszcie uplasowała się na podium w czempionacie na otwartym stadionie. Wcześniej jej jedyny medal pochodził ze sztafety 4x100 metrów. W Rzymie nie było łatwo, pierwsze podejście zostało przerwane. Nie zdekoncentrowało to 26-latki, bo wbiegła na metę tuż za triumfatorką, Diną Asher-Smith. W Polsce sukces przyjęto z ogromnym zadowoleniem, ponieważ na tego typu moment nasz kraj czekał równe pięćdziesiąt lat. Jak się później okazało, momentów do radości w kraju nad Wisłą mieliśmy zaledwie sześć. Tyle dokładnie krążków wywalczyła licząca prawie stu sportowców reprezentacja. Oczekiwania były zdecydowanie większe. W Internecie nie brakowało głosów krytyki, zwłaszcza, że zbliżają się igrzyska olimpijskie. Do Wiecznego Miasta wraz z zawodnikami wybrał się chociażby Sebastian Chmara. Wiceprezesa PZLA telewidzowie mogli usłyszeć na antenie TVP Sport w duecie komentatorskim z Przemysławem Babiarzem. Działacz właśnie obszernie podsumował wydarzenie na łamach WP SportoweFakty. Słowa halowego mistrza świata z 1999 roku dają do myślenia. "Wnioski nie są optymistyczne. Poziom większości konkurencji był niesamowicie wysoki, a Europa przed igrzyskami jest bardzo dobrze przygotowana. W naszej ekipie zawiodła młodsza część, dla której mistrzostwa Europy miały być - tą teoretycznie łatwiejszą - okazją do pokazania się" - przekazał. Narastają obawy o Marię Andrejczyk. Już raz błysnęła na igrzyskach Jedna z najważniejszych osób w związku ubolewa między innymi nad występem Marii Andrejczyk. Wspominaliśmy już wyżej, iż coraz mniej dni pozostało do igrzysk, a Polkę przy dobrych wiatrach, gdy nie dokuczają jej problemy ze zdrowiem, stać w nich na naprawdę dobry rezultat. "Widać po niej wyraźnie, że przerwa zostawiła ślad" - zauważył 52-latek. Oszczepniczka w Rzymie co prawda znalazła się w finale, lecz w nim zajęła dziewiąte miejsce. Po raz kolejny w karierze musiała zaciskać zęby. "Na cztery godziny przed startem miałam jeszcze dziesięć igieł w łydce, żeby jak najbardziej uśmierzyć ból. Zrobiłam, co mogłam. Byłam bardzo waleczna, dlatego żałuję, że mi nie wyszło. Czułam, że mogę dalej rzucać, ale też wiedziałam, że w Rzymie nie będzie szczytu formy" - powiedziała sportsmenka w rozmowie z Tomaszem Kalembą. Kibicom pozostaje trzymać kciuki, by w stolicy Francji Maria Andrejczyk skupiła się już tylko i wyłącznie na przerzucaniu rywalek, a nie na tym czy jest w stanie rzucać oszczepem bez dolegliwości bólowych. O tym, że w zawodniczce drzemie ogromny potencjał, pokazują jej sukcesy z przeszłości. 28-latka ma przecież na koncie medal olimpijski, z pandemicznych zmagań w Tokio. Powtórkę weźmiemy w ciemno.