W niedzielnym meczu w reprezentacji Polski znów zabrakło na parkiecie Macieja Lampego, leczącego kontuzję kostki. Z kolei amerykański trener Chińczyków Bob Donewald Jr. dał w tym dniu odpocząć kapitanowi drużyny, rozgrywającemu Liu Wei oraz najlepszemu na boisku w sobotnim spotkaniu (22 pkt, 10 zbiórek) 25-letniemu środkowemu Yi Jianlianowi, który w ostatnich pięciu latach grał w NBA w takich klubach jak Milwaukee Bucks, New Jersey Nets, Washington Wizards i Dallas Mavericks.Polacy rozpoczęli spotkanie piątką: Koszarek, Gortat, Ignerski, Zamojski i Pamuła, który w wyjściowym składzie zastąpił Berishę. Tym razem w pierwszych minutach nie zaprezentowali jednak takiej energii, szybkości i determinacji jak na początku pierwszego spotkania. Jakby oszczędzali siły, mając w pamięci kłopoty kondycyjne w końcówce sobotniego meczu. To Chińczycy początkowo prowadzili, ale po akcjach m.in. Koszarka i Gortata biało-czerwoni wyszli na prowadzenie, a po rzucie Ignerskiego za trzy powiększyli je do ośmiu punktów (20:12 w 7. minucie). Rywale nie pozwolili jednak na więcej. Tym razem ich silną bronią okazały się rzuty z dystansu. O ile w sobotę trafili tylko jedną z dwunastu takich prób, to teraz do przerwy mieli pięć celnych z dziewięciu rzutów za trzy, a w całym spotkaniu 10 z 19. Już na początku drugiej kwarty wyszli na prowadzenie (najwyższe 31:25 w 14. minucie i 37:31 w 18.) i do przerwy go nie oddali, mimo dobrej gry pod koszem Damiana Kuliga (8 pkt w tej odsłonie) i aktywnego w ataku Gortata (12 pkt do przerwy). Po zmianie stron, gdy 35-letni weteran zespołu rywali Wang Zhizhi, mający za sobą występy w NBA w barwach Dallas, Los Angeles Clippers i Miami Heat, trafił swoje kolejne "trójki", Chińczycy uzyskali w 26. minucie najwyższe w meczu prowadzenie 54:43. Wtedy rozpoczął się najlepszy fragment gry Polaków, którzy do końca trzeciej kwarty zmniejszyli straty do dwóch punktów (57:59). W najwłaściwszym momencie wróciła dynamika, dobra obrona, m.in. bloki Gortata, i skuteczne akcje w ataku. Bohaterem najbardziej emocjonującej ostatniej kwarty był Pamuła, który trafił w tym czasie trzykrotnie za trzy punkty, utrzymując wynik bliski remisu. Odpłacił tym samym trenerowi za zaufanie, jakim go obdarzył, wystawiając w pierwszej piątce. Napięcie wśród ponad 2,5-tysięcznej widowni osiągnęło szczyt w ostatniej minucie spotkania. Najpierw Ignerski, trafiając za trzy punkty, doprowadził do remisu 79:79. Dla 31-letniego koszykarza urodzonego w Lublinie oznaczało to 17 punktów w meczu i równo 600 w 53 występach w reprezentacji. Rywale w kolejnej akcji nie zmienili wyniku. Na 1,7 sekundy przed końcem Polacy stanęli przed szansą wygranej. Po czasie wziętym przez trenera, piłkę z lewej strony boiska na połowie rywali podawał z autu Pamuła. Wrzucił ją prosto nad obręcz. Rywale spodziewali się tam Gortata lub Ignerskiego, a wyskoczył do niej Zamojski i bezpośrednio z powietrza umieścił ją w koszu. Ta efektowna akcja przypieczętowała zwycięstwo reprezentacji Polski.Dla biało-czerwonych były to pierwsze sprawdziany przed kwalifikacjami do mistrzostw Europy 2013, które rozpoczną 15 sierpnia. Od wtorku do czwartku Polacy wystąpią w międzynarodowym turnieju w Sofii, gdzie spotkają się kolejno z Ukrainą, Bułgarią i Turcją. Po meczu powiedzieli: Piotr Pamuła (rzucający reprezentacji Polski): "Początkowo były rozbieżności, kto ma wykonywać to podanie z autu w końcówce meczu. Najpierw miałem to być ja, potem Przemek Zamojski. Tak naprawdę to Marcin Gortat miał kończyć tę akcję, bo jest najwyższy. Wiedzieliśmy, że będzie wymiana pozycji z małym zawodnikiem. Musiałem podawać w ciemno pod kosz, bo stanął przede mną dosyć wysoki Chińczyk, więc nic nie widziałem. Ale udało się. - Taka jest koszykówka. Na sekundy przed końcem trzeba liczyć na szczęście. Dzisiaj je mieliśmy. Sprawdziany z reprezentacją Chin, rozpoczynającą za chwilę olimpiadę, były dla nas bardzo pożyteczne. Myślę, że zdaliśmy ten egzamin, chociaż szkoda wczorajszej porażki. Myślę, że z każdym meczem będziemy grać lepiej. Trafiłem w ostatniej kwarcie trzykrotnie na trzy punkty. Taka jest moja rola, to robię najlepiej. Tego oczekuje ode mnie trener już od tamtego roku. Cieszę się, że dziś go nie zawiodłem". Michał Ignerski (skrzydłowy reprezentacji Polski): "Dziś popełniliśmy chyba więcej błędów niż we wczorajszym spotkaniu, ale bardziej walczyliśmy na tablicach, bardziej nas dzisiaj wspierał Marcin. Wszyscy byliśmy pobudzeni, mieliśmy w sobie taką złość po nieudanym pierwszym meczu. Mimo zmęczenia potrafiliśmy doprowadzić do remisu i wygrać, co cieszy. Właśnie taka walka powinna charakteryzować nasz zespół. Bardzo nas dzisiaj wspomogli młodsi koledzy, Piotrek Pamuła trafił trzy bardzo cenne +trójki+. - Jak oceniam swój powrót do reprezentacji? Jestem strzelcem, moją rolą jest zdobywanie punktów, muszę ciągnąć drużynę. Grałem jako silny skrzydłowy, miałem dużo otwartych pozycji. Najważniejsze, że gramy zespołowo. Cieszy mnie charakter tego zespołu, który w tych dwóch meczach pokazał, że walczy do końca. Moje 600 punktów w reprezentacji nie ma znaczenia. Najważniejsze, żebyśmy wygrali w tym roku eliminacje i za rok powalczyli w mistrzostwach Europy". Polska - Chiny 81:79 (23:21, 14:21, 20:17, 24:20) Polska: Marcin Gortat 18, Michał Ignerski 17, Łukasz Koszarek 10, Piotr Pamuła 10, Damian Kulig 8, Adam Waczyński 8, Przemysław Zamojski 5, Dardan Berisha 3, Łukasz Wiśniewski 2, Robert Skibniewski 0, Kamil Łączyński 0. Chiny: Wang Zhizhi 15, Zu Fangyu 14, Zhou Peng 12, Guo Ai Lun 11, Yi Li 7, Zang Zhaoxu 6, Sun Yue 5, Wang Shipeng 3, Chen Jianghua 2, Ding Jinhui 2, Wang Zjeloin 2, Wang Zangbo 0.