Przed meczem Polacy powtarzali, że rozpoznali zarówno dobre, jak i słabe strony swoich rywali, których zdążyli już poznać w eliminacjach mistrzostw świata. I choć od tamtej pory składy obu drużyn zdążyły się nieco pozmieniać, podopieczni Igora Milicicia (przed meczem podano, że przedłużył umowę na pracę w roli selekcjonera do 2026 roku) dość szybko starali się pokazać, że dobrze odrobili wcześniejsze lekcje. Wprawdzie Estończycy w pierwszych minutach objęli prowadzenie 11:8, ale później przyszła pora na siedem kolejnych punktów z rzędu rzuconych przez Polaków. Najpierw za dwa trafił Mateusz Ponitka, po chwili za trzy wchodzący z ławki Przemysław Żołnierewicz, a następnie rzutami osobistymi "poprawił" Jarosław Zyskowski i Polska prowadziła. Goście zgodnie z przypuszczeniami raz po raz razili nas swoimi rzutami na trzy. Próby z dystansu to specjalność Estończyków i w Gliwicach właśnie tym elementem koszykarskiego rzemiosła pozostawali w grze - już w pierwszej kwarcie trafili za trzy pięć razy, a w drugiej zrobili to jeszcze dwukrotnie. Mimo to jeszcze przed przerwą Polacy prowadzili różnicą nawet 11 punktów, choć niestety w końcówce tej części gry stracili z niej blisko połowę. Po przerwie już w pierwszej minucie trzeciej kwarty Estonia złapała trzy przewinienia, co w następnych minutach sprawiło, że nasi koszykarze dostali szansę wykonywania kolejnych rzutów wolnych, będących ich mocną stroną - w całym meczu w tym aspekcie wykazali się skutecznością na poziomie blisko 73 procent. Przewaga Polaków stopniowo więc rosła - po osobistych Aleksandra Balcerowskiego zrobiło się już 58:46. Goście byli tymczasem mniej skuteczni z dystansu, a twarda obrona naszych zawodników była dla nich trudna do sforsowania. Gdy Estończycy trafiali za trzy, wówczas gonili wynik, gdy jednak ta sztuka im się nie udawała, wówczas wynik był coraz korzystniejszy dla Biało-Czerwonych. Na początku ostatniej kwarty goście zbliżyli się na 63:59, ale Balcerowski odpowiedział rzutem za dwa. Przy 67:63 ponownie właśnie zawodnik Panathinaikosu poderwał kibiców z miejsc trafiając z dystansu, co po chwili poprawił Andrzej Pluta. Z czterech punktów przewagi znów zrobiło się więc dziewięć i trener Estonii wziął czas na żądanie. Niewiele to jednak pomogło - rozpędzony Pluta trafił raz jeszcze, tym razem za trzy, i było już 75:63. Jak się okazało, rywale nie zdołali już po raz kolejny zbliżyć się do Polaków. W ostatnich minutach nasi koszykarze kontrolowali sytuację (choć nie ustrzegali się błędów) i ostatecznie wygrali 93:83. Lokomotywą reprezentacji Polski w piątkowe późne popołudnie był tercet, w skład którego weszli Aleksander Balcerowski, Michał Sokołowski i Andrzej Pluta, którzy zdobyli kolejno 18, 16 i 15 punktów. Balcerowski miał też 8 zbiórek, a Pluta 7 asyst. Swoje zrobił też Mateusz Ponitka - wprawdzie tym razem zdobył nieco mniej punktów (10), ale miał również osiem zbiórek (w tym trzy w ataku) i cztery asysty. Teraz Polacy mają przed sobą mecz finałowy turnieju w Gliwicach, w którym w niedzielę o 14:15 zmierzą się z Bośnią i Hercegowiną lub Izraelem (półfinał między tymi drużynami odbędzie się w piątkowy wieczór) Zwycięzca zapewni sobie udział we właściwym turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk w Paryżu. Polska - Estonia 93:83 (22:18, 19:17, 22:21, 30:27) Sokołowski 19 (3), Balcerowski 18 (1), Ponitka 10 (1), Michalak 9 (2), Żołnierewicz 5 oraz Pluta 16 (2), Zyskowski 9 (1), Witliński 4, Milicić 3 Europejski Michael Jordan ostatni mecz zagrał we Wrocławiu. Zginął we śnie