- To była poważna kontuzja, bardzo powoli się goiła. Najgorsze, że nie potrafię odpoczywać. Szczególnie w momencie, kiedy wiem, że powinienem ciężko trenować. Zdaję sobie sprawę, że czasami trzeba dać nodze odpocząć, a ja biegnę na siłownię, na parkiet, robię dodatkowe ćwiczenia i jeszcze przedłużam treningi. Cóż, zależy mi na poprawieniu umiejętności, ale trzeba też zaopiekować się stopą. I upewnić się, że za dwa-trzy miesiące coś nie strzeli w niej znowu - powiedział Gortat po wewnętrznym sparingu kadry w Legionowie. Jak zaznaczył, jego dwutygodniowy pobyt w Phoenix na pewno nie będzie odpoczynkiem. - Powiedziałem kolegom z reprezentacji, że to nie jest wakacyjna podróż. Lecę tam normalnie trenować, ale też spotkać się z fizjoterapeutami Suns. Będziemy wzmacniać moją stopę. Czekają mnie dodatkowe ćwiczenia i zabiegi na różnego rodzaju aparatach, urządzeniach - dodał. W kadrze trener Dirk Bauermann w tym roku cieszy się urodzajem graczy na pozycji środkowego, inaczej niż Ales Pipan w ubiegłorocznych kwalifikacjach do ME. Wówczas z powodu niezaleczonego urazu stopy nie grał Maciej Lampe, dziś czołowy podkoszowy gracz Europy. Rodzi to konieczność wzajemnego dopasowania na boisku obu zawodników. - Różnice są ewidentne. Maciek ostatnio nabrał masy, jest silniejszy i chciałby więcej grać pod koszem. Na boisku ucieka z obwodu i schodzi do środka. Dlatego musimy to dopracować. Ciężko nam będzie grać pod koszem, jeśli dobrze tego nie ustawimy. Z Michałem Ignerskim i Szymomen Szewczykiem jest inna sytuacja. Oni grają na obwodzie, a ja mam dla siebie całe pole podkoszowe. Miejmy nadzieję, że z czasem wszystko w drużynie się ułoży - przyznał Gortat. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, że dołączy do drużyny dopiero na turniej w Lublinie (23-25 sierpnia), polski jedynak w NBA dał do zrozumienia, że być może zagra już w drugim lub trzecim meczu w Antwerpii (17-19 sierpnia). - Zależy mi na zgraniu z zespołem. Panuje w nim znakomita atmosfera, a wszystko wokół niego jest dobrze zorganizowane. Myślę, że po raz pierwszy za moich występów w kadrze można się czuć jak w rodzinie. Tworzymy zgraną grupę, razem się śmiejemy na kolacji i w autokarze, razem płaczemy po wycisku na zajęciach. Nie ma grupek i grupeczek. Ekipę cementuje trener i wspólne wypady, jak ten na mecz Barcelony w Gdańsku. Dlatego chcę wrócić jak najszybciej, pomóc zespołowi, zgrać się z kolegami, bo mamy ogromną szansę osiągnąć sukces w Słowenii - powiedział Gortat. Co nim będzie? Medal, awans na mistrzostwa świata, który da miejsce w czołowej szóstce (lub siódemce, jeśli będzie w niej Hiszpania), gra w ćwierćfinale? Zawodnik nie chce składać deklaracji. - W przeszłości było ich zbyt wiele. Wiadomo, że chcielibyśmy przywieźć medal. Nikt nie jedzie na ME przegrywać, a my mamy olbrzymi potencjał. Inne reprezentacje są z kolei osłabione, więc szansa jest tym większa. Powtarzam jednak: nie ekscytujmy się, podejdźmy do wszystkiego z zimną głową. Nie dmuchajmy balonika. Grajmy sobie po cichutku i wygrywajmy mecz po meczu - podkreślił. Sprawdzianem wartości zespołu, jego zdaniem, będzie pierwsza dotkliwa porażka. - Drużyna jest tak mocna, jak reaguje po pierwszym uderzeniu. Poczekajmy aż dostanie pierwsze KO, co się przecież w sporcie zdarza. Wtedy zobaczymy, kto jest twardy, jak się trzymamy razem, jaka jest faktycznie chemia w zespole. Wszystkich chłopaków znam bardzo dobrze. Jedni się starzeją, drudzy dojrzewają, mężnieją, są bardziej pewni siebie. Ale zawsze sprawdzianem jest sytuacja meczowa i niepowodzenie - wytłumaczył. Gortat chwali niemieckiego selekcjonera "Biało-czerwonych". - Na pierwszy rzut oka trener może wyglądać na człowieka bardzo agresywnego, ostrego. Tak może myśleć ktoś, kto go nie zna. To szkoleniowiec, który ma wszystko policzone i przemyślane, bardzo inteligentny. Ma ogromną wiedzę koszykarską, do wszystkiego podchodzi spokojnie, jest otwarty na dyskusję i - co najważniejsze - przystępnie tłumaczy detale, które mogą zmienić wiele w umiejętnościach zawodników - ocenił. W trakcie wewnętrznego sparingu w Arenie Legionowo Gortat kilka razy dał się ograć najmłodszemu w kadrze 19-letniemu Przemysławowi Karnowskiemu, ale nie ma w związku z tym negatywnych odczuć. - Po 10 dniach treningów wszyscy jedziemy na resztkach paliwa. Poza tym wielu z nas grało tak, by nie przytrafiła się jakaś kontuzja. Ja rywalizuję tak z Przemkiem na co dzień. Zawsze tak, żeby upewnić się, że stara się on poprawiać swoje słabości, a nie wykorzystuje tylko silne strony, np. lewą rękę. Nieważne, czy zdobędzie punkty, czy mnie ogra. Chcę, żeby ten chłopak jeszcze się czegoś nauczył. Fakt, że zdobył przeciw mnie kilkanaście punktów, mnie nie boli, a jemu może pomóc. Bo jeśli jutro wyjdzie z taką samą pewnością siebie na Hiszpana, Szweda czy Anglika - to zyska na tym drużyna - podsumował Gortat.