PAP: Z powodu problemów żołądkowych zabrakło pana w niedzielnym meczu z liderem ligi ACB Realem Madryt. Dolegliwości już minęły? Maciej Lampe: - Tak. Już trenuję z drużyną przygotowującą się do czwartkowego meczu Euroligi. Ale kilka dni temu nie było tak dobrze. Źle poczułem się w minioną środę w Stambule, tuż po kolacji po meczu z Ulkerem w fazie Top 16 tych rozgrywek. Po powrocie do Hiszpanii zatrucie jeszcze się pogłębiło. Bez pana, rozgrywającego świetny sezon najlepszego zawodnika zespołu, Caja Laboral przegrała z Realem, tracąc szanse na pierwsze miejsce w lidze. - Oglądałem ten mecz w domu w telewizji. Koledzy radzili sobie bardzo dobrze, prowadzili przez większość meczu. Kilka nieudanych akcji w końcówce i w odpowiedzi celne rzuty rywali przesądziły o ich zwycięstwie. Mamy już raczej pewne drugie miejsce w lidze, gdyż trzecia Barcelona wygrała o cztery mecze mniej. Głównym naszym celem pozostaje teraz walka o awans do play off w Eurolidze. Powinny go zapewnić wygrane w trzech z czterech pozostałych do rozegrania spotkań. A co do mojego świetnego sezonu, powiedziałbym, że jest on taki sobie. I mówi to koszykarz uznany w grudniu MVP Euroligi, drugi zbierający w fazie Top 16 tych rozgrywek, najlepszy w zespole pod względem zdobywanych punktów i zbiórek. - Tak, bo uważam, że stać mnie na jeszcze lepszą grę. Nie rozpocząłem najlepiej sezonu. Kontuzja stawu skokowego, która latem uniemożliwiła mi grę w reprezentacji w eliminacjach mistrzostw Europy, nie pozwoliła mi przygotować się optymalnie do sezonu. Odpowiada panu rola środkowego w Caja Laboral? Wcześniej mówił pan, że jednym z powodów przedwczesnego rozstania z Maccabi Tel Awiw było to, że oczekiwano tam od pana gry właśnie na tej pozycji? - Generalnie lubię występować w roli tzw. mobilnego centra. Będąc w Maccabi ważyłem jednak tylko 115 kg. Teraz jestem cięższy o osiem kg i te parametry już pozwalają rywalizować pod koszem z bardziej masywnymi przeciwnikami. Nie jestem może taki jak oni, ale mam nad nimi przewagę szybkości i skuteczności w manewrach. Przyszedł pan do Vitorii, gdy trenerem drużyny był Dusko Ivanovic. Teraz jest nim Żan Tabak. Jak porównać pracę obydwu szkoleniowców? - Od każdego można się czegoś nauczyć. Gdy zaczynałem sezon z Ivanovicem, nie czułem się jeszcze w pełni gotowy do stuprocentowego wysiłku. Wciąż myślałem o prześladującej mnie latem kontuzji. Stopniowo nabierałem jednak pewności na boisku. Trener Tabak przyszedł w lepszym dla mnie okresie, trochę zmienił trening i filozofię gry, zaczęliśmy seryjnie wygrywać. Poza tym jako zawodnik występował on na pozycji środkowego, więc przykłada do gry na tej pozycji większą wagę. Jego spostrzeżenia pomagają mi i każdemu zawodnikowi na środku. Czy kontaktował się już z panem nowy selekcjoner reprezentacji Dirk Bauermann? - Rozmawialiśmy telefonicznie. Trener powiedział, że przyjedzie do Hiszpanii, by spotkać się ze mną osobiście. Zagra pan w mistrzostwach Europy w Słowenii? - Przed rokiem kontuzja nie pozwoliła mi na udział w eliminacjach ME. Myślę, że tego lata nie napotkam już żadnych przeszkód. Otrzymałem już od menedżera reprezentacji Marcina Widomskiego plan przygotowań. Pytanie o pana obecność w kadrze jest jeszcze bardziej zasadne po kontuzji Marcina Gortata. Mówi on, że nie jest pewny, czy wystąpi w reprezentacji. - Jakiej kontuzji Gortata? Nie słyszał pan? Naderwał ścięgna w prawej stopie. Przez trzy tygodnie będzie miał nogę w gipsie, potem czeka go rehabilitacja. W NBA nie wystąpi do końca sezonu. Rozważa, czy nie zrezygnować w tym roku z gry w kadrze. - Nie słyszałem. Może to dziwne, ale dowiaduję się od pana. Sądzę jednak, że to tylko takie pierwsze reakcje Marcina i na pewno, ze wszystkimi najlepszymi polskimi koszykarzami w składzie, powalczymy razem o jak najlepszy wynik w Słowenii. Rozmawiał Marek Cegliński