O wyniku meczu, w którym od 16. minuty cały czas na prowadzeniu byli rywale, decydowała końcówka. "Widać było, że brakowało troszeczkę pomysłu na grę, jeśli chodzi o ostatnie minuty. Za bardzo chaotycznie, za bardzo liczyliśmy na indywidualne umiejętności Ponitki czy innych zawodników. Szkoda też, że w tej końcówce z dobrej strony nie pokazali się podkoszowi - Hrycaniuk i pozostali wysocy. Myślę, że to zaważyło. Był fragment meczu, że Izrael odskoczył, ale potem w końcówce - może nie w ostatnich sekundach czy minucie, ale wcześniej - gra była praktycznie równa. Wynik mógł się przechylić w każdą stronę" - ocenił były zawodnik m.in. Śląska Wrocław, Sunair Ostenda i SSV Ulm, który dla reprezentacji zdobył 3404 punkty. Zwrócił uwagę, że dyspozycja rzutowa biało-czerwonych pozostawiała wiele do życzenia. "Jeśli sobie przypominam mecze z A.J. Slaughterem, widzę jaką wartość wnosi ten chłopak do zespołu. Potrafi zdobywać punkty w kluczowych momentach. Dzisiaj brakowało takiego oparcia. Sam Ponitka nie wystarczy, jak było widać" - zaznaczył. Obok naturalizowanego Amerykanina, nieobecny w drużynie był także grający w hiszpańskiej Unicai Malaga Adam Waczyński, kapitan reprezentacji w ubiegłorocznych mistrzostwach świata, w których drużyna wywalczyła ósme miejsce. "Nie komentuję tego. Tak naprawdę ważny jest wynik. Mecz jest przegrany i złożyło się na to wiele rzeczy, m.in. także brak Waczyńskiego, który miał swoją rolę w zespole. Gdyby był cienkim zawodnikiem, to nie grałby tam, gdzie gra" - podkreślił. Dla reprezentacji biało-czerwonych była to czwarta z rzędu porażka z Izraelem, zresztą bardzo podobnym wynikiem. Na Eurobaskecie 2015 w Montpellier drużyna Mike'a Taylora przegrała 73:75, w towarzyskim meczu w Legionowie dwa lata później 74:77, a w lutowym meczu eliminacyjnym w Gliwicach 71:75. Ostatni raz Polska pokonała Izrael 33 lata temu, gdy jej liderem był właśnie Dariusz Zelig. 7 czerwca 1987 roku w finałowym turnieju mistrzostw Europy w Atenach drużyna prowadzona przez trenera Andrzeja Kuchara wygrała 83:77 (45:47). Zelig zdobył wtedy 31 punktów. Wygląda na to, że dzisiejszej reprezentacji zabrakło w poniedziałek tego typu snajpera. "Szczerze mówiąc nie pamiętałem, że wygrana w Atenach była ostatnią w tym rywalem. We współczesnej koszykówce o sukcesie decyduje jednak szerszy zestaw zawodników, którzy są w stanie zdobywać sporo punktów. Aczkolwiek dzisiaj było widać, że kluczowych momentach przydałaby się osoba z pewną ręką" - zauważył. Polska w ME 1987 zajęła siódme miejsce. Zelig był trzecim strzelcem turnieju, za Grekiem Nikosem Galisem i Doronem Jamchy z Izraela. "Siódme miejsce prześladowało mnie w całej reprezentacyjnej karierze, bo w mistrzostwach Europy i igrzyskach olimpijskich, w których uczestniczyłem pięć razy zajmowaliśmy właśnie taką lokatę. Pamiętam na moich pierwszych ME, w 1979 roku, też wygraliśmy z Izraelem i w zasadzie byliśmy pewni, że awansujemy do czołowej szóstki, bo nikt nie spodziewał się, że Izrael pokona Jugosławię. Jednak wygrał jednym punktem, więc okazało się, że tylko przed półtorej godziny w niej byliśmy, później już nie" - zakończył były znakomity koszykarz. Zelig z 236 występami jest wraz Mieczysławem Łopatką współliderem zestawienia zawodników z największą liczbą spotkań w reprezentacji. Wyprzedzają Janusza Wichowskiego - 224, Eugeniusza Kijewskiego - 220, Jerzego Binkowskiego - 205, Krzysztofa Fikiela i Edwarda Jurkiewicza - po 203. Kolejną lokatę zajmuje kapitan obecnej reprezentacji Łukasz Koszarek, który właśnie rozegrał w niej 202. mecz. cegl/ sab/