Mierzący 213 cm środkowy od roku występuje w zespole Gonzaga Bulldogs w akademickiej lidze NCAA. W reprezentacji seniorów debiutował w ubiegłorocznych kwalifikacjach do Eurobasketu. - Jestem najmłodszy, ale nie czuję się beniaminkiem. Większość kolegów z reprezentacji poznałem w zeszłym roku. Z kilkoma spotkałem się na Meczu Gwiazd, gdy jeszcze grałem w PLK, mam z nimi dobry kontakt, ale nie czuję się jeszcze mocno osadzony w kadrze. Ważne jednak, że młodzi przyjmowani są w niej bardzo ciepło przez starszych kolegów - powiedział Karnowski. Torunianin ma w tym roku pracowite lato. W zakończonych 21 lipca w rumuńskim Pitesti mistrzostwach Europy do lat 20 Dywizji B Karnowski był liderem reprezentacji Polski, która z pierwszego miejsca wywalczyła awans do grona najlepszych w tej kategorii. Wraz z Mateuszem Ponitką został wybrany do pierwszej piątki turnieju, w którym zdobywał średnio 16,9 pkt (najwięcej w zespole) i w całym nie miał sobie równych w liczbie zbiórek (11,9 w meczu). - Przyleciałem do Polski 29 czerwca ze szkoły letniej w USA, a już następnego dnia udałem się na zgrupowanie kadry U-20. Rzeczywiście, jestem w ciągłym biegu, tak jak i pozostała trójka "młodzieżowych" kadrowiczów, Mateusz, Tomek Gielo i Michał Michalak. Cóż, nie mogę narzekać. Gram w reprezentacji, a to jest z pewnością największy honor i zaszczyt - przyznał. Na zajęciach w kadrze seniorów utalentowany środkowy miał okazję pobierać nauki m.in. od jedynego Polaka w NBA Marcina Gortata oraz asystenta głównego trenera, do niedawna znakomitego koszykarza Adama Wójcika, zajmującego się w reprezentacji wysokimi graczami. - Marcin w każdej sytuacji stara się pokazać mi, jak się walczy. Nawet podczas treningu rzutowego podpowiada - tu się ustaw, tak postaw nogi. Dużo czerpię z jego lekcji. Mamy też kontakt, gdy jesteśmy w Stanach. Rozmawiam z nim w miarę możliwości, korzystam z jego rad. Już na początku zgrupowania zwrócił uwagę, że poprawiłem sylwetkę i wykonuję lepsze manewry. Adam z kolei pokazuje nam tricki podkoszowe. On ma większe doświadczenie, Marcin grał na wyższym szczeblu, ale od obydwu można wyciągnąć ogrom koszykarskiej wiedzy - powiedział. Podczas rozegranego w Legionowie wewnętrznego sparingu kadry Karnowski w kilku akcjach ogrywał pod koszem swojego mentora Gortata, zdobył więcej punktów od niego, ale nie ekscytuje się tym występem. - To kwestia dyspozycji dnia, zresztą to był tylko trening. Starałem się, na ile mogłem, wpadało i z tego jestem zadowolony. To wszystko - skomentował. Jeżeli Karnowski znajdzie się w dwunastoosobowym składzie reprezentacji na mistrzostwa Europy w Słowenii, czekają go dodatkowe rozmowy z władzami uczelni Gonzaga, której barwy reprezentuje. Rok akademicki zaczyna się tam 1 września. - W takim przypadku trzeba będzie uzgodnić z uczelnią moje spóźnienie, skontaktować się z władzami ligi NCAA. Konieczne pewnie będzie wysłanie jakiegoś pisma z PZKosz. Myślę, że nie będzie problemu. Już w tamtym roku stawiłem się na uczelni z trzytygodniowym opóźnieniem. Miniony sezon akademickiej ligi mógł być wyjątkowy dla zespołu Gonzagi. Drużyna miała znakomity początek, tak jak i polski debiutant w jej składzie. W decydującej fazie została rozstawiona z numerem 1. Pucharowe rozgrywki, w których Karnowski nie dostawał już szansy na dłuższą grę, nie były jednak tak udane. Bulldogs przegrali z Wichita State Shockers 70:76 w meczu o awans do czołowej "16", chociaż byli faworytami, a Polak nie wystąpił w tym spotkaniu. - Taki jest March Madness. Rozgrywki z udziałem 64 najlepszych zespołów NCAA rządzą się swoimi prawami. Przegraliśmy z Wichitą, która potem doszła do Final Four i nieznacznie uległa w półfinale późniejszemu mistrzowi Louisville. To bardzo dobry zespół. Na ostatnie dziewięć posiadań piłki rzucił nam 24 punkty, więc to mówi samo za siebie - powiedział. Polski środkowy Bulldogs nie rozpamiętuje, że w przekroju całego sezonu grał krótko, przeciętnie 10 minut w spotkaniu, a w najważniejszym meczu drużyny nie pojawił się na parkiecie. - Wiadomo, którzy zawodnicy byli liderami zespołu. Pozostawało mi dopingowanie kolegów z ławki. Zabrakło trochę czasu na parkiecie, ale każdy pierwszoroczniak musi swoje odczekać. Nie mogę narzekać. Kelly Olynyk wystrzelił z formą jak z armaty, miał niesamowite występy, robił wszystko na parkiecie. Elias Harris, wielki walczak, też grał znakomicie. Był jeszcze czwartoroczniak Sam Dower. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie przyjdzie na mnie czas. Robię to, czego wymagają ode mnie trenerzy, pracuję indywidualnie nad swoją grą, jestem skupiony na swoim celu - podkreślił.