Center reprezentacji Polski i Phoenix Suns w starciu z Gruzinami zdobył 12 pkt, zaliczył też osiem zbiórek, miał też cztery asysty, na parkiecie spędził 28 minut. Gortat trafił sześć na 13 rzutów osobistych i sześć na 13 za dwa pkt. - Co się stało? Może zjadła nas presja, za dużo było chaosu na parkiecie. Byliśmy tak zblokowani, że nie słyszeliśmy tego, co mówimy do siebie - komentował Marcin Gortat w rozmowie z Polsatem Sport. - Nie można zwalać winy za porażkę na to, że tylko jeden trening na hali w Celje przeprowadziliśmy. Każdy zespół był w takiej samej sytuacji pod tym względem. - Mieliśmy słabą skuteczność, zawodnicy z Gruzji trafiali i tak się mecze przegrywa. Fizycznie czuliśmy się dobrze, pudłowaliśmy, bo musimy potrenować trafianie do kosza. Gruzini byli też bardziej zdyscyplinowani, mają starszych, bardziej doświadczonych zawodników. Pod wodzą trenera Kokoszkova są już od trzech lat - analizował na gorąco Gortat. - Nasz trener wziął czas, przemawiał do nas ostro, ale nie mogę zdradzić, co mówił. Jaki był skutek? Nadal byliśmy spięci, każdy chciał coś zrobić nas własną rękę, ale nie udawało się. Chodziło o chęci i pasję do koszykówki, ale tego nie mieliśmy - krytykował siebie i zespół. Marcin Gortat nie zamierza ingerować w grę kolegów, jej analizę pozostawia trenerom. - Popatrzę na siebie, na rzuty, które spudłowałem, na pozycje, które zajmowałem pod koszem. Gdybym bliżej kosza łapał piłki, miałbym lepsze pozycje, ale z drugiej strony trudno o dobrą skuteczność pod koszem, gdy ma się dwóch-trzech rywali na plecach. Jeżeli nie będziemy trafiali z obwodu, to nie będzie szansy ugrać nic - uważa. - To nie koniec świata, mamy do rozegrania cztery mecze, jeszcze wszystko przed nami. Z Gruzją zaliczyliśmy jeden wielki falstart, za który tylko przeprosić kibiców, ale w czwartek, na mecz z Czechami musimy przyjść odbudowani fizycznie i psychicznie podkreśla Marcin Gortat.