"Nie spodziewałem takiej inauguracji słoweńskich mistrzostw w wykonaniu naszych reprezentantów. W konfrontacji z Gruzją zwyczajnie przeszli obok meczu. Rywale, którzy grali w dodatku bez Zazy Paczulii, nie zademonstrowali wielkiego basketu, niemniej na "Biało-czerwonych" wystarczyło to z nawiązką" - ocenił Kijewski. Jego zdaniem w zespole nie było praktycznie żadnego wyróżniającego się koszykarza. "Zawiedli właściwie wszyscy. Wydawało się, że mając w składzie takie gwiazdy jak Marcin Gortat i Maciej Lampe będziemy rządzić i dzielić w strefie podkoszowej oraz trzymać deskę, tymczasem Sanikidze i Szermadini okazali się od nas w tym elemencie lepsi. Jaśniejszym punktem był jedynie Przemek Zamojski, ale on pojawił się na boisku wtedy, kiedy spotkanie było już rozstrzygnięte, czyli przegrane" - zaznaczył. Znakomity przed laty polski koszykarz przekonuje, że Zamojski, który jako jedyny w ekipie "Biało-czerwonych" potrafił trafić zza linii 6,75 metra (w dodatku trzy na cztery próby), znacznie wcześniej powinien wejść na parkiet. "Przemek nie został optymalnie wykorzystany. Zdecydowanie szybciej trzeba było uwzględnić go w rotacji zawodników obwodowych. Wydaje mi się, że Zamojski powinien rozpocząć trzecią kwartę w podstawowym składzie. Po pierwszej połowie nie mieliśmy już nic do stracenia, a poza tym widać było, że koszykarzy grający na pozycjach 2-3, czyli Kelati, Ponitka, Waczyński i Chyliński nie byli w najwyższej dyspozycji" - ocenił. Kijewski podkreślił również, że sprzymierzeńcem Polaków wydawał się być terminarz grupy C. "Dla drużyny, której celem był awans do kolejnej fazy mistrzostw, harmonogram gier wydawał się idealny. W dwóch pierwszych spotkaniach "Biało-czerwoni" mieli za rywali teoretycznie najsłabsze zespoły w grupie, zatem po dwóch zwycięstwach mieliby aż trzy szanse na wygranie trzeciego spotkania. Te plany wzięły w łeb, ale poza samą porażką z Gruzją zastanawiające są również jej rozmiary. To może także mieć znacznie w końcowym układzie grupy" - przyznał. Były szkoleniowiec Asseco Prokom nie przekreśla jednak szans drużyny trenera Dirka Bauermanna na zajęcie jednego z trzech czołowych miejsc w grupie C. "Wiem, że ten zespół stać na zdecydowanie lepszą grę. Nie jestem takim pesymistą, który po porażce z Gruzją definitywnie stwierdzi, że te mistrzostwa dla Polaków już się skończyły. Jeśli jednak w czwartek przegramy z Czechami, zawodnicy nie będą już musieli rozpakowywać toreb tylko szykować się do wyjazdu do domu. Paradoksalnie, ale optymizmem może również napawać fakt, że gorzej niż z Gruzją zagrać zwyczajnie nie można" - podsumował Eugeniusz Kijewski.