Mającą bilans 4-4 polską drużynę czekają w tym tygodniu kolejne mecze eliminacji mistrzostw świata. W czwartek na wyjeździe z Holandią, która odniosła dotychczas trzy zwycięstwa, a następnie z drugimi w tabeli Włochami (6-2) w Ergo Arenie. Który jest ważniejszy z perspektywy walki o wyjazd do Chin? Mike Taylor (trener reprezentacji Polski koszykarzy): Każde najbliższe spotkanie jest najważniejsze, więc w tym momencie całą uwagę skupiamy na meczu w Den Bosch z Holandią. Potem będziemy myśleć o Włochach. Nie ma co kalkulować. Naszym celem jest zawsze dobra gra, która przyniesie sukces. Przed nami cztery mecze do końca kwalifikacji i każde zwycięstwo to wielki krok, przybliżający nas do awansu. A byłoby to historyczne wydarzenie, bo zaledwie drugie w dziejach polskiej męskiej koszykówki. Zatem co jest siłą Holandii i jak pana drużyna musi zagrać, by z Den Bosch wyjechać z dwoma punktami? W ostatniej kolejce rywale byli o krok od sprawienia sensacji, gdyż na Litwie przegrali dopiero po dwóch dogrywkach... - Holandia to doświadczony zespół. Prezentuje dynamiczną grę, mimo że ma w składzie kilku weteranów. Akcje "napędza" występujący na pozycji numer dwa Charlon Kloof. Nie należy zapominać o skrzydłowych takich, jak Yannick Franke i Arvin Slagter. Jest jeszcze młody i utalentowany Shane Hammink. To wszystko sprawia, że mamy szacunek wobec tej ekipy. To będzie pierwsza potyczka z tym przeciwnikiem. Czy jego styl można porównać do jakiegoś zespołu, z którym "Biało-Czerwoni" walczyli już w kwalifikacjach? - Nie znajduję takiej drużyny, bo Holendrzy mają własny, unikalny styl oparty na grze utalentowanych graczach, a trenerzy po prostu do maksimum wykorzystują mocne strony zawodników. Trzy dni później rewanż z Włochami, z którymi w Bolonii przegraliśmy 82:101. Teraz rywal wystąpi bez czołowych koszykarzy z NBA i Euroligi... - No właśnie, każde tzw. okno na mecze kwalifikacji to osobna historia dla każdego zespołu, bo składy bardzo się zmieniają. Chodzi o to, by wyciągnąć lekcje ze spotkania w Bolonii, choć nie da się ukryć, że zagramy przeciwko innej drużynie i to też jest wyzwanie. Ważne będzie to, co przekażą mi skauci, którzy będą oglądać "nowe" Włochy w spotkaniu z Litwą trzy dni wcześniej. Celem i zadaniem moim oraz całego sztabu trenerskiego jest jednak przede wszystkim maksymalizacja tego, co możemy wydobyć z naszych koszykarzy i stworzenie drużyny, która zagra na maksimum swoich możliwości. Do kadry wraca najbardziej doświadczony Łukasz Koszarek oraz Maciej Lampe, którego we wrześniu zabrakło z powodu kontuzji, a teraz - jak pokazują statystyki meczów w lidze chińskiej - jest w świetnej formie. To najsilniejsza kadra, jaką dysponował ma w tych eliminacjach? - Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, by przyjechali najlepsi. Jestem bardzo szczęśliwy, że Łukasz ponownie jest z nami, bo przez lata pokazywał jak ważny jest dla reprezentacji, którą ma w sercu. Maciej ma znakomity sezon w Chinach. Czuję komfort mając ich w składzie. Wierzę, że rozegrają wspaniałe mecze i pomogą drużynie, która mimo wszystko nie jest w idealnej sytuacji kadrowej. Kontuzjowani są Tomasz Gielo i Kamil Łączyński, który w tych dniach podda się zabiegowi operacyjnemu. Ponownie zagra jednak także AJ Slaughter... - Kamil rozegrał znakomity mecz we wrześniu, ale tym razem go zabraknie. Bardzo ważne w tej sytuacji jest to, że ponownie przyjedzie AJ, bo w ostatnich meczach pokazał jak wiele znaczy dla naszego zespołu. Jestem jednak przekonany, że nie poszczególni zawodnicy, a zespołowość będzie naszą najsilniejszą bronią, podobnie jak doświadczenie i atmosfera, czyli "chemia" w drużynie. To będą nasze elementy, które zadziałają na naszą korzyść. Jeden z liderów kadry Mateusz Ponitka po przeprowadzce z Hiszpanii do silnego Lokomotiwu Kubań Krasnodar gra jednak mniej. Nie boi się pan o jego dyspozycję, wszak to kluczowy zawodnik reprezentacji? - Mateusz będzie gotowy. Każdy koszykarz ma własną historię w klubie, nie tylko on. Jestem przekonany, że uda nam się go "odświeżyć" mentalnie i będzie ekstra zmotywowany, głodny gry, co przyniesie korzyść drużynie narodowej. Na zgrupowanie przyjechał pan prosto z Hamburga, gdzie pracuje z zespołem Towers, który jest wiceliderem drugiej ligi niemieckiej. Jaki jest poziom tych rozgrywek? - Naprawdę cieszę się tym, co daje mi sezon w Hamburgu. Mamy kilku młodych graczy, którzy rozwijają się systematycznie i to daje satysfakcję, bo liga - choć na zapleczu najwyższej klasy - jest naprawdę profesjonalna. Awans uzyskają dwie najlepsze drużyny play off. Jako klub jesteśmy na to przygotowani organizacyjnie i mam nadzieję, że uczynimy to na parkiecie, bo wszystko na tę chwilę zmierza w dobrym kierunku. Spotyka się pan z Polakami na meczach w Niemczech? - Jasne, z wieloma rozmawiam nie tylko po spotkaniach, ale i w sklepach z polskimi towarami, żywnością. Jednego z nich - Marcina Balcerowskiego - spotykam zresztą bardzo często w hali, na siłowni... bo jest koszykarzem drużyny na wózkach BG Baskets Hamburg. Wymieniamy uwagi o polskiej koszykówce i oczywiście o jego synu Olku, który gra w Hiszpanii. Zawsze na zakończenie mówię mu: "Dawaj Polska". Rozmawiała: Olga Miriam Przybyłowicz