Dotychczas rozegrał pan w reprezentacji Polski dwa towarzyskie mecze z Czechami w lipcu 2017 roku, zdobywając w nich sześć punktów. Teraz ponownie znalazł się wśród 14 koszykarzy wyselekcjonowanych przez trenera Mike'a Taylora na najważniejsze mecze eliminacji mistrzostw świata. Maciej Wojciechowski: - Dla mnie to duże wyróżnienie. Nie było mnie w kadrze blisko półtora roku. Wrócić do niej to satysfakcja, że mnie zauważyli i potwierdzenie, że idę w dobrym kierunku. To zaszczyt znaleźć się tutaj i pracować z tymi trenerami. Dziś jest pan już inną postacią, grającą na co dzień w kraju, rozpoznawalną w polskiej koszykówce: MVP 18. tygodnia w Energa Basket Lidze, wyróżniającym się zawodnikiem MKS Dąbrowa Górnicza, który mimo organizacyjnych kłopotów, utrzymuje pozycję w czołowej ósemce. - Próbuję grać jak najlepiej, wygrywać mecze. Przyjazd z ligi francuskiej do Polski przyniósł mi jak na razie same plusy. Pokazałem się indywidualnie. Jestem bardzo zadowolony, tego szukałem. Z 14 zawodników przygotowujących się w Warszawie tylko 12 pojedzie do Varażdinu na niezwykle ważny mecz z Chorwacją. Myśli pan, że znajdzie się w tej ekipie? - Tak naprawdę to jest decyzja coacha. Ze swojej strony mogę tylko pracować na 100 procent, dać z siebie wszystko, przynieść drużynie swoje atuty, a trener wybierze. Nie mogę powiedzieć, czy czegoś oczekuję, czy nie, bo to nie moja decyzja. Jeśli pojadę, to super, jeśli nie, to szkoda i nadal będę się starał o miejsce w reprezentacji. Najlepszym pana kolegą w kadrze jest Aaron Cel. Starszy o ponad pięć lat, ale macie podobne życiorysy. Obaj urodziliście się we Francji w rodzinach emigrantów z Polski. Tam zaczęliście koszykarską karierę, a teraz jesteście w reprezentacji biało-czerwonych. - Aaron urodził się w Orleanie, ja w Calais, ale rodzinną historię mamy podobną. Traktuję go jak starszego brata i on to wie. Mamy bardzo dobry kontakt. Spotkać go na kadrze to dla mnie wielki plus, bo wie, czego się od nas oczekuje na boisku i stale mi coś podpowie. Pochodzi pan z koszykarskiej rodziny. - Tak. Rodzice uprawiali ten sport. Mama Hanna, z domu Cłapka, grała w AZS Koszalin i Olimpii Poznań, tata - także w ekstraklasie w Koszalinie i Wybrzeżu Gdańsk. W akcji na boisku miałem okazję zobaczyć tylko mamę. Pod koniec kariery, na początku lat 90., dostała ofertę kontraktu we Francji i tam występowała. Rodzice chcieli wyjechać z kraju na kilka lat i ... zostali do dziś. Ale utrzymują kontakty, odwiedzają w Polsce babcię, ciocię, rodzinę. Zdarza im się też pojechać do polskiego sklepu do... Belgii. Jak widzi pan szanse reprezentacji przed decydującymi o awansie do mistrzostw świata meczami z Chorwacją i Holandią? - Są to bardzo ważne spotkania dla polskiej koszykówki, bo wiele lat nie było męskiej reprezentacji w finałowym turnieju MŚ. To wielkie wydarzenie. Ta grupa kadrowiczów ma to szczęście, że długo pracuje ze sobą. Maciej Lampe, Aaron, Łukasz Koszarek znają się bardzo dobrze. W budowie składu jest ciągłość. Zawodnicy dużo grali ze sobą. To jest atutem polskiej kadry. Wszyscy znają się bardzo dobrze, a w kluczowych meczach, generalnie, to nie talent wygrywa, tylko walka i duch zespołu. Wystarczy zwycięsko zakończyć jeden z dwóch meczów i jesteśmy tam, gdzie wszyscy chcemy. Bliżej już chyba nie możemy być. Rozmawiał: Marek Cegliński