Przed paroma laty Polki należały do elity europejskiej koszykówki. W 1999 roku prowadzona przez trenera Tomasza Herkta ekipa zdobyła w Katowicach złote medale mistrzostw. W kolejnych turniejach zajmowaliśmy kolejno; szóste, czwarte i siódme miejsce. Do Włoch "biało-czerwone" jechały po miejsce w pierwszej piątce - gwarantujące udział w turnieju kwalifikacyjnym do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich. Brak Polek na mistrzostwach oznacza zatem dłuższy rozbrat kadry z czołówką światowej koszykówki. - Reprezentacja przechodzi zmianę pokoleniową - przyznaje prezes Polskiego Związku Koszykówki Roman Ludwiczuk. Problem w tym, że wielu następczyń zawodniczek, które przed paroma laty decydowały o losach kadry nie widać. W meczach decydujących o awansie na ME w trudnych momentach piłka lądowała jedynie w rękach Agnieszki Bibrzyckiej i Małgorzaty Dydek. Szkoda, że problemy zdrowotne wyeliminowały w najważniejszych momentach Elżbietę Międzik i Aleksandrę Karpińską, może wtedy moglibyśmy się ekscytować grą Polek na włoskim turnieju. Zdaniem trenera Herkta problem jest poważniejszy. Kiedy on osiągał z kadrą sukcesy Polki odgrywały większą rolę w krajowych zespołach. Dziś recepta na sukces w Polskiej Lidze Koszykówki Kobiet jest prosta. Wystarczy zakontraktować trzy Amerykanki i po kłopocie. Kuleje szkolenie i praca od podstaw, a młode zdolne zawodniczki mają solidne braki w podstawach koszykarskiego rzemiosła. Co dalej z kadrą? W reprezentacji z pewnością nie zagra już Anna Wielebnowska. Skrzydłowa Wisły Can-Pack Kraków musiała zrezygnować z gry z powodów zdrowotnych. Nie wiadomo jeszcze, czy na stanowisku pozostanie trener Krzysztof Koziorowicz. Przeciw byłemu szkoleniowcowi między innymi Lotosu Gdynia przemawiają problemy z motywowaniem zespołu, słaba postawa zawodniczek rezerwowych, a zdaniem osób z branży także faworyzowanie wybranych koszykarek. O tym, czy Koziorowicz nadal będzie pracował z kadrą przekonamy się pod koniec października. Dariusz Jaroń, INTERIA.PL