Urodził się 6 października 1935 roku w Chełmie Lubelskim, dorastał w Jeleniej Górze. Właśnie tam, biegając za piłką po podwórku i grając w siatkówkę na trzepaku, zaraził się sportem. W szkole wychowania fizycznego uczył go jeden z pierwszych absolwentów warszawskiej AWF Marian Koczwara, który odkrył u niego sportowy talent. Grał w Budowlanych Jelenia Góra, Ślęzie Wrocław oraz stołecznych drużynach Polonii, Legii i Skrze. Czterokrotnie zdobył mistrzostwo Polski - z Polonią (1959) i Legią (1961, 1963, 1966). Sześć razy był królem ligowych strzelców (1956-1960, 1964). W reprezentacji Polski w latach 1956-67 rozegrał 224 spotkania, zdobywając 2970 pkt. Na igrzyskach olimpijskich w Rzymie (1960) był drugim strzelcem turnieju - 166 pkt, za słynnym Radivojem Koraciem z Jugosławii - 192. Był także olimpijczykiem w Tokio (1964), gdzie reprezentacja prowadzona przez trenera Witolda Zagórskiego zajęła szóste miejsce, a on sam był najskuteczniejszy w całym turnieju z linii rzutów wolnych (87,8 procent). Pięciokrotnie wystąpił w mistrzostwach Europy, zdobywając srebrny medal we Wrocławiu (1963) i brązowy w Moskwie (1965), gdzie był kapitanem drużyny. Zadebiutował w tej roli 17 kwietnia 1964 roku w Łodzi w jedynym w historii wygranym przez Polaków meczu z oficjalną reprezentacją USA (82:73). Z ekipą "Biało-Czerwonych" zajął też szóste miejsce w ME w Stambule (1959), siódme w Sofii (1957) i dziewiąte w Belgradzie (1961) - w trzech ostatnich turniejach był najskuteczniejszym zawodnikiem reprezentacji. Grał także w pierwszych mistrzostwach świata, w których wystąpili polscy koszykarze - w 1967 roku w Montevideo zespół zajął piąte miejsce. Wichowski, pseudonim boiskowy "Wichoś", które to imię nosi na jego cześć klub sportowy przy szkole podstawowej w Jeleniej Górze, zawodnik błyskotliwy i skuteczny, był jedną z najjaśniejszych gwiazd polskiej koszykówki w jej najlepszych latach. W reprezentacji zadebiutował... pod szczęśliwą "trzynastką". W meczu z Chinami, 13 lipca 1956 roku, wystąpił w koszulce z numerem 13 i zdobył 13 punktów. Wkrótce miał nadejść złoty okres męskiej koszykówki i drużyny narodowej prowadzonej przez trenera Zagórskiego. Szczytowym osiągnięciem był srebrny medal... 13. mistrzostw Europy we Wrocławiu. We wrocławskim turnieju grał na pozycji skrzydłowego, wychodził regularnie w pierwszej piątce i był trzecim strzelcem zespołu, po Mieczysławie Łopatce i Bogdanie Likszy. - Wichowski był zawodnikiem bardzo ekspresyjnym, wygrywającym pojedynki jeden na jeden. Wślizgiwał się pod kosz, imponował doskonałą techniką - wspominał honorowy prezes PZKosz Kajetan Hądzelek, który wówczas był sekretarzem komitetu organizacyjnego ME we Wrocławiu. Trener Zagórski stawiał go w trójce najlepszych zawodników w historii polskiej koszykówki, obok środkowego Łopatki i rozgrywającego Zbigniewa Dregiera. - Moim zdaniem to był najlepszy polski koszykarz, pod każdym względem. Potrafił grać wszędzie, na każdej pozycji. Umiał dryblować, wiedział, gdzie się ustawić, a poza tym miał niesamowitą technikę. Nikt w Polsce nie podawał tak jak on. Janusz potrafił operować piłką jak mało kto w Europie. Wyróżniał się błyskotliwymi dograniami - tyłem, przodem, miał oczy dookoła głowy. To rzadki dar. Pomagały mu w tym długie palce, jak u pianisty. Szybko biegał do kontrataku, pod koszem zbierał piłki wyższym zawodnikom. Grał taką zmysłową koszykówkę - tak klubowego kolegę z Legii, a potem z reprezentacji opisywał Włodzimierz Trams.