W czerwcowych eliminacjach w reprezentacji zabraknie m.in. Eweliny Kobryn występującej w lidze WNBA, a także kontuzjowanej Magdaleny Leciejewskiej. Czy to zmienia sytuację i cele Polski? Jacek Winnicki: Nie, choć sytuacja nie jest dla mnie komfortowa. Z tymi zawodniczkami które są musimy stworzyć kolektyw i mocno bić się o zwycięstwo w każdym meczu. Celem jest awans do mistrzostw we Francji. Sukces w eliminacjach jest bardzo ważny dla wszystkich: dla dziewczyn, dla nas trenerów, dla związku, dla polskiej koszykówki. Tylko dobre występy reprezentacji zarówno żeńskiej, jak i męskiej mogą poprawić koniunkturę dyscypliny. Na trzy najbliższe towarzyskie mecze nie zabierze pan do Francji także innej doświadczonej zawodniczki Agnieszki Bibrzyckiej. - To prawda, gdyż nadal przechodzi rehabilitację stawu skokowego po kontuzji doznanej w ostatnim meczu o mistrzostwo Polski. Decyzję o tym, czy będzie brała udział w tegorocznej akcji podejmiemy wspólnie. Terminem ostatecznym jest 5 czerwca, gdy rozpoczniemy zgrupowanie w Inowrocławiu. Z jednej strony to już będzie późno, ale z drugiej nie da się ukryć, że ze swoim doświadczeniem i klubowym i reprezentacyjnym jest w stanie wnieść bardzo dużo do gry drużyny narodowej. Spotkania eliminacyjne Polska rozegra w ośrodkach nie kojarzonych do tej pory z żeńską koszykówką - Krośnie i Inowrocławiu. Nie obawia się pan małego zainteresowania? - Wręcz przeciwnie. Trzeba wziąć pod uwagę, że mecze eliminacyjne rozgrywane będą podczas Euro 2012, więc trudno byłoby liczyć na kibiców w dużych miastach, tam, gdzie będą fani piłkarscy. Inowrocław i Krosno to silne ośrodki koszykarskie związane z pierwszą ligą męską. Mam nadzieję, że przyjdą kibice i stworzą doskonałą atmosferę. Pracowałem w Inowrocławiu i wiem, że jest dobry klimat dla dyscypliny, ładna hala. Co będzie siłą reprezentacji prowadzonej przez Jacka Winnickiego? - Niezależnie od składu gra zespołowa. Musi być kolektyw. Jedyną szansą na sukces jest to, by mówiąc tak jak w przysłowiu "jedna za drugą wskoczyła w ogień". Musimy grę oprzeć na defensywie i wyprowadzaniu szybkiego ataku, a do takiego stylu potrzebny jest zespół i atmosfera zarówno na parkiecie, jak i poza nim. Najważniejsze jest to, by wszyscy szli w tym samym kierunku, jedni wolno, inni szybko, ale zawsze razem. Proszę mi wierzyć, że nie jest łatwo wytrzymać razem przez ponad półtora miesiąca przygotowań, życia "na walizkach", gdy nie ma atmosfery. Czy reprezentacja ma lidera? Kogoś, kto w najtrudniejszych chwilach potrafi zmobilizować zespół, wziąć ciężar gry na siebie? - Taką osobą jest rozgrywająca Paulina Pawlak, z którą wcześniej już pracowałem w Gdyni. Ma doświadczenie reprezentacyjne i klubowe na najwyższym poziomie zdobyte podczas występów w Lotosie i Wiśle. Można powiedzieć, że jest przedłużeniem myśli trenerskiej. Pasuje do tej roli także charakterologicznie. Jest dobrym duchem zespołu, rozumie koszykówkę. To ważne ogniwo, ale tak, jak już wcześniej mówiłem najważniejsze jest to, by udało się zbudować zespół. Co pan wie o rywalach grupowych: Serbii, Czarnogórze, Szwajcarii i Estonii. - Czarnogóra będzie w bardzo silnym składzie, jedynie bez Milki Bjelicy znanej z Wisły. Serbia też zapowiada się na trudnego rywala. Nie można lekceważyć Szwajcarii i Estonii. Na razie zespoły te nie grały żadnych meczów, ale będziemy mieli skauting. Poza tym jesteśmy w dobrej sytuacji, bo w pierwszej kolejce pauzujemy, więc będziemy mogli zobaczyć co tak naprawdę prezentują rywale. W karierze trenerskiej prowadził pan kobiece i męskie zespoły. Widzi pan różnice? - W pewnym stopniu tak, bo są inne relacje interpersonalne, ale tak naprawdę liczy się osobowość, a ta nie wiąże się z płcią. Zawsze postępuję tak samo: staram się mówić prawdę, która ma to do siebie, że jest jedna, nie zaś owijać w bawełnę. Jeśli chcesz coś osiągnąć musisz mówić prosto w twarz, nawet jeśli są to sprawy czasami nieprzyjemne. Ważny jest odpowiedni język i forma.