Trudno oceniać występ reprezentacji, która jako gospodarz kończy występ na drugiej rundzie EuroBasketu, wygrywając zaledwie jeden mecz? Ludwik Miętta-Mikołajewicz, były trener reprezentacji Polski: Miałem przyjemność uczestniczenia w dwudziestu czterech mistrzostwach Europy i w żadnym z tych turniejów nie zdarzyło się, by gospodarz zajął tak odległe miejsce. Jest to olbrzymi zawód dla środowiska, polskiej koszykówki, a przede wszystkim dla kibiców, którzy mimo wszystko, mimo wyników, wierzyli w drużynę i przychodzili na mecze w Katowicach. To miejsce w mistrzostwach nie może napawać optymizmem z wielu powodów, ale przede wszystkim dlatego, iż popularność dyscypliny tworzą wyniki reprezentacji. Kluby mające nawet duże osiągnięcia nie są w stanie zbudować koniunktury, zainteresowania dyscypliną. Najlepiej potwierdza to przykład siatkówki w ostatnich latach. Jak zatem, jako były trener reprezentacji, dwukrotny wicemistrz Starego Kontynentu, wielokrotny zdobywca mistrzostwa Polski z Wisłą Kraków, ocenia pan pracę sztabu trenerskiego? - Dla mnie zupełnie niezrozumiała była filozofia trenerów, prowadzenia drużyny w ciągłych zmianach, w taki sposób, że nie pozwolono się zawodniczkom rozegrać. Co parę minut następowała wymiana składu. Podam jeden przykład, symptomatyczny dla całego turnieju: w meczu z Chorwacją w pierwszej kwarcie wyszło na parkiet jedenaście zawodniczek. To jest dla mnie niewyobrażalne. Proszę zobaczyć, jak grają inne drużyny - na przykład Czarnogóra, w której podstawowe koszykarki były na parkiecie ponad trzydzieści minut. Dzięki temu drużyna jest skonsolidowana i zaszła tak daleko, wygrywając wszystko. U nas nie było koncepcji gry, bo każda zawodniczka zanim weszła w mecz była już zmieniana po jednym błędzie. Także po kilku udanych akcjach, gdy "wstrzeliła" się w kosz. Ten sposób prowadzenia był dla drużyny szkodliwy. Czy tę drużynę, bez kilku zawodniczek, stać było na walkę o igrzyska? Może były za duże oczekiwania? - Bycie gospodarzem to przywilej i trzeba go umieć wykorzystać. Prosiło się, by osiągnąć, tu w katowickim Spodku, tak ważnym dla polskiej koszykówki, dobry wynik. Moim zdaniem były ku temu możliwości. Uważam, iż poziom mistrzostw nie jest za wysoki i to była dla nas szansa. Do tej pory widziałem jeden dobry mecz - Francja - Czarnogóra, choć oczywiście mój ogląd sytuacji jest niepełny, bo nie śledziłem na żywo, a tylko w internecie, spotkań w Bydgoszczy. Można było osiągnąć to, o czym mówiliśmy przed mistrzostwami, czyli otworzyć sobie drogę do turnieju olimpijskiego, zajmując miejsce w pierwszej piątce. Graliśmy jednak bez liderki Agnieszki Bibrzyckiej spodziewającej się dziecka, a inne wyróżniające się koszykarki w rozgrywkach polskiej ligi były kontuzjowane... - Potencjał tej drużyny, mimo nieobecności wspomnianych kilku czołowych zawodniczek - kontuzji Leciejewskiej, Jujki czy ciąży Bibrzyckiej - i tak był moim zdaniem duży. Żal mi dziewczyn, bo wiem, że włożyły w przygotowania i same mistrzostwa dużo pracy, ambicji, własnego zaangażowania i poświęcenia, a spotkał je potężny zawód. Czy ostatnie, wyrównane spotkanie z obrońcą tytułu Francją pokazuje, że zespół nie był taki słaby, jak pokazują wyniki? - W meczu z Francją była zdecydowanie najlepsza obrona. Było też mniej zmian i drużyna funkcjonowała momentami nieźle. Przy lepszym prowadzeniu drużyny i bardziej konsekwentnej grze stać nas było na zwycięstwo w każdym meczu, z wyjątkiem spotkania z Czarnogórą. Tego nie mogliśmy wygrać. Dziewczyny, które przez dwa lata nie walczyły o punkty, zjadła debiutancka trema, były sparaliżowane, a poza tym przeciwnik był bardzo silny. Czy zatem ten sztab szkoleniowy ma jakieś perspektywy przed sobą? - Nie jestem we władzach związku, więc nie do mnie należy kierować pytanie o przyszłość trenera. Prywatnie muszę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie drużyny narodowej pod tym samym kierownictwem. Reprezentację w ostatnich latach bez sukcesów prowadzili polscy szkoleniowcy. Czy zatem nie czas na zmianę i sięgnięcie po obcokrajowca? - Jestem za trenerami polskimi, bo uważam, że stać nas na to, by dobry trener Polak prowadził kadrę. Bardzo żałuję, że dwa lata temu nie wybrano Jacka Winnickiego, który był kontrkandydatem obecnego szkoleniowca. Moim zdaniem potrafiłby wydobyć z tej drużyny znacznie więcej. Jeśli nie Winnicki, to w obecnej chwili trener zagraniczny. Nie sięgałbym po szkoleniowców z USA, ale tych z bliskiej nam Europy. Bardzo dobrzy trenerzy są na Litwie, Łotwie, Bałkanach, tam gdzie koszykówka jest liczącą się dyscypliną i ma sukcesy. Czy mimo wyniku poniżej oczekiwań któraś z koszykarek zasłużyła na szczególne wyróżnienie? - Zdecydowanie Ewelina Kobryn, która była podstawą zawodniczką, niestety za mało wykorzystywaną. Nie dostawała zbyt wiele piłek pod kosz, a jak podania do niej docierały, to gdzieś na siódmym metrze i w tej sytuacji trudno było zrobić coś sensownego. To jest zawodniczka, która w zasadzie tylko spod kosza powinna zdobywać gros punktów. Bardzo cenię Agnieszkę Skobel. Jako trener lubiłem właśnie takie koszykarki - szybkie i dynamiczne, vide Halina Iwaniec, Grażyna Seweryn, czy Ludka Janowska. Mogła być motorem tej drużyny, ale też niestety była zbyt mało wykorzystywana i częściej siedziała na ławie.