20-letnia Stankiewicz w meczu z Białorusią zdobyła 18 pkt, trafiając cztery z sześciu rzutów za dwa punkty, siedem z ośmiu wolnych i raz zza linii 6,75 m. Miała ponadto trzy zbiórki, asystę i trzy straty. Przeciwko Belgii uzyskała 14 pkt, trafiając m.in. wszystkie dziewięć wolnych. "W obydwu spotkaniach zabrakło nam stanowczości od początku. Grałyśmy zbyt statycznie w pierwszej połowie, co pozwalało rywalkom zdobywać kosz za koszem. Z naszą skutecznością nie było dobrze i to nas dołowało z minuty na minutę. W obu drugich połowach pokazałyśmy jednak walkę, udowodniłyśmy samym sobie, że nawet jak nam nie idzie, to potrafimy się zmobilizować, a nie spuścić głowę. W spotkaniu z Białorusią zmniejszyłyśmy straty do ośmiu punktów. Kilka gwizdków sędziowskich przy spornych akcjach i nasze zmęczenie sprawiło, że w końcówce rywalki powiększyły prowadzenie. Wynik nie oddaje tego, co działo się na parkiecie" - oceniła. Kwalifikacje zakończą się w listopadzie. Wówczas "Biało-czerwone", które mają w dorobku jedno zwycięstwo (nad Białorusią 65:56 w pierwszym meczu) i dwie porażki, zamierzą się w rewanżu z Belgijkami (23.11). Cztery dni wcześniej odbędzie się kluczowy dla układu tabeli mecz Belgia - Białoruś. Dla Polski korzystniejsze byłaby wygrana Białorusinek. Przy takim układzie spotkanie z Belgijkami dawałoby drugie miejsce zwycięzcy, niezależnie od wysokości zwycięstwa. "W meczu rewanżowym z Belgią nie mamy nic do stracenia. To będzie dopiero za kilka miesięcy, więc mam nadzieje, że łatwiej nam będzie zapomnieć o tym, co poszło nie po naszej myśli teraz. Wierzę, że wywalczymy awans. Mecze o najwyższą stawkę mobilizują maksymalnie, jestem skoncentrowana na 150 procent. Trudno mi wytłumaczyć, dlaczego tak źle zaczynamy spotkania. Mimo niepowodzenia rozstałyśmy się w dobrej atmosferze, każda z nas odczuwa duży niedosyt, ale wspieramy się nawzajem, szanujemy. Najgorsze, co mogłoby się teraz zdarzyć to nieporozumienia między nami" - dodała. W eliminacjach biorą udział 33 zespoły, podzielone na dziewięć grup - sześć czterozespołowych i trzy z trzema ekipami. Do turnieju finałowego awansują zwycięzcy grup oraz sześć najlepszych drużyn z drugich miejsc. Czechy, jako gospodarz ME, są już pewne udziału w ME. Stankiewicz odważnie wchodziła pod kosz w Mińsku i nie miała respektu dla doświadczonych rywalek, czwartej drużyny ME 2015. Jest porównywana do rozgrywającej reprezentacji sprzed lat Krystyny-Szymańskiej Lary, która została wybrana (razem z Małgorzatą Dydek) do pierwszej piątki ME 1999 w Katowicach, w których Polska zdobyła złoty medal. "Zawsze daję z siebie wszystko, staram się grać dla zespołu i robić to, czego oczekuje ode mnie trener. Porównanie do takiej zawodniczki, jak Krystyna Szymańska-Lara jest zaszczytem. To miłe, ale gram jednak trochę inaczej" - zwróciła uwagę. Urodzona na warszawskiej Pradze koszykarka, wychowanka Szkoły Mistrzostwa Sportowego PZKosz. w Łomiankach, była zdziwiona kilkoma zdarzeniami i sytuacjami w Mińsku, z którego "Biało-czerwone" wróciły do kraju w czwartek wieczorem. "Przyjęto nas bardzo dobrze. Byłyśmy bardziej ugoszczone na Białorusi niż w Belgii, jeśli chodzi o przyjęcie, standard hotelu. W hali nas jednak zaskoczono, bo przed wejściem stali żołnierze i bramka do wykrywania metali. To wywołało u nas konsternację. Z okien autokaru w trakcie krótkiego przejazdu z lotniska do hotelu i hali widać, że żyje się tam ciężko. To smutny kraj, ludzie bez entuzjazmu, z inną mentalnością niż w Polsce czy Europie Zachodniej" - podsumowała koszykarka pozasportowa stronę wyjazdu.