W imieniu Polskiego Związku Koszykówki oraz sędziów i komisarzy PZKosz wieńce na grobie zmarłego złożyli jego wychowankowie i młodsi koledzy po gwizdku - dyrektor Wydziału Sędziowskiego PZKosz Tomasz Kudlicki i Leszek Pujdak. W ostatnim pożegnaniu uczestniczyli też przedstawiciele okręgowych związków.Jan Karol Jarzębiński urodził się 11 lipca 1931 roku w Łodzi. W latach 1946-1954 grał w koszykówkę w tamtejszych klubach DKS, YMCA i AZS. Sędziować zaczął już w 1945 roku, jako uczeń gimnazjum im. Mikołaja Kopernika. Po dwóch latach zdał eksternistyczny egzamin sędziowski, a od sezonu 1953/54 prowadził mecze pierwszej ligi.W 1962 roku został sędzią międzynarodowym. Był m.in. arbitrem turniejów o mistrzostwo Europy mężczyzn w 1969, 1973 i 1979 roku oraz kobiet w 1974. Jako trzeci Polak w historii, po Czesławie Czmochu (Rzym, 1960) i Czesławie Raczyńskim (Meksyk, 1968) otrzymał nominację na igrzyska olimpijskie (Monachium, 1972). Karierę z gwizdkiem zakończył w 1983 roku, sędziując mistrzostwa świata kobiet w Brazylii.Z prowadzonych przez siebie meczów jako najbardziej zapamiętane wymieniał spotkania Jugosławia - Włochy (85:78) na igrzyskach w Monachium oraz finał ME 1979 w Turynie pomiędzy ZSRR i Izraelem (98:76). W maju 1964 roku był jednym z sędziów rozegranego w stołecznej Hali Gwardii pamiętnego meczu Legii Warszawa z drużyną All Stars NBA, z Billem Russellem, Bobem Cousym i Oscarem Robertsonem w składzie.Był arbitrem niezwykle cenionym, zarówno za kwestie merytoryczne, jak i sposób podejścia do zawodniczek i zawodników.Po zakończeniu kariery z gwizdkiem przez 15 lat był komisarzem technicznym FIBA. W kraju, jako przewodniczący Kolegium Sędziów PZKosz oraz jego wieloletni członek, wychował kilka pokoleń świetnych polskich arbitrów. Otrzymał m.in. "Srebrny Gwizdek FIBA" oraz tytuły Sędziego Honorowego PZKosz i FIBA.Magister inżynier Jarzębiński, absolwent Wydziału Chemicznego Politechniki Łódzkiej, po przeprowadzce do Warszawy pracownik Prochemu, odnosił również sukcesy na polu zawodowym."Janek idealnie nadawał się na sędziego koszykówki, m.in. ze względu na swoją bezwzględną uczciwość, a także znajomość tego sportu i wrodzoną inteligencję. Zdarzało się w czasie zawodów, że uznawał swoją pomyłkę i zmieniał decyzję charakterystycznym gestem z ręką na sercu. Swoim zachowaniem i pracą zdobył wielki autorytet nie stosując na boisku, jak i poza nim, kar - wspomina zmarłego były znakomity sędzia międzynarodowy i komisarz FIBA Marek Paszucha."Przez szereg lat razem prowadziliśmy Kolegium Sędziów PZKosz, a równocześnie +szlachetnie+ rywalizowaliśmy z Jankiem w grupie polskich arbitrów w kraju i na arenie międzynarodowej. Doskonale godził sędziowanie z pracą zawodową, a był wybitnym inżynierem, specjalistą od aparatury przemysłu chemicznego. Taki przykład: po czwartkowym meczu CSKA o Puchar Europy wsiadał w Moskwie do samolotu o godz. 6 rano, lądował w Warszawie o tej samej porze ze względu na dwugodzinną różnicy czasu, a o 7 podpisywał listę obecności w biurze projektowym i rozpoczynał normalną pracę.- Zdarzało się nie raz, że w pokoiku-biblioteczce jego mieszkania w Warszawie nocowali sędziowie wylatujący na mecze za granicę lub z nich przylatujący. Pamiętam +firmowe+ śniadania serwowane przez państwo Jarzębińskich: kawa z mlekiem, świeże bułki z masłem i białym serem oraz osobiście przez Janka smażonymi konfiturami ze śliwek...- Był wspaniałym kolegą. Człowiekiem doskonale godzącym życie rodzinne z pracą zawodową i sportem" - kończy Paszucha.