W sądzie okręgowym ruszył właśnie proces wytoczony przez Vanessę Bryant przeciwko hrabstwu Los Angeles za naruszenie prywatności i zaniedbanie w związku z upublicznieniem zdjęć z wypadku. Chodzi o skandal wokół tragedii ze stycznia 2020 roku, kiedy to w wyniku katastrofy helikoptera w kalifornijskim Calabasas zginęli Kobe Bryant i jego 13-letnia córka Gianna. Po wypadku ośmiu funkcjonariuszy miało najpierw sfotografować miejsce zdarzenia, a później - zdaniem Bryant i jej prawników - przyczynić się do wycieku fotografii. Na zdjęciach było widać makabryczne szczegóły: zmasakrowane, spalone ciała i zbliżenia kończyn. Wcześniej wdowa po koszykarzu miała poprosić szeryfa hrabstwa Los Angeles, Aleksa Villanuevę, o to, by jej bliskim nie robiono żadnych fotografii. Wdowa po Kobe Bryancie podpisała nową umowę Wyciek zdjęć z katastrofy, w której zginęli Kobe Bryant i jego córka. Ruszył proces W sądzie prawnik Vanessy Bryant, Luis Li, oskarżał ośmiu agentów, którzy wykonali fotografie ofiarom wypadku, o "kulturę niewrażliwości". "Zdjęcia były wielokrotnie udostępniane ludziom, którzy nie mieli absolutnie żadnego powodu, aby je otrzymywać. Zrobili to dla zabawy" - tłumaczył, a rzeczone ujęcia opisywał jako "obrazy zmasakrowanych ciał, zbliżenia kończyn i spalonych zwłok". Zacytował też opinię żony jednego z detektywów, która miała mieć nieuprawiony dostęp do zdjęć, a widok, jaki na nich zastała, miała lekceważąco nazwać "kupą mięsa". Obrońca wyjaśniał również, że fakt wycieku zdjęć pogłębił cierpienie jego klientki. Wraz z nią domaga się zlokalizowania i usunięcia wszystkich kopii fotografii. Z kolei obrończyni hrabstwa LA, Mira Hashmall, wyjaśniała, że zdjęcia zostały zrobione jako niezbędne narzędzie dla zespołów ratowniczych do dzielenia się informacjami, które mają na celu ratowanie życia. Proces wciąż trwa. Vanessa Bryant nie może się z tym pogodzić