- Powołanie do kadry seniorów to największy honor dla sportowca - powiedział debiutujący w niej Tomasz Gielo. 20-letni koszykarz zespołu Liberty Flames z amerykańskiej akademickiej ligi NCAA dołączył do reprezentacji w środę, podobnie jak inny nowicjusz w tym gronie Michał Michalak, a także Mateusz Ponitka i Przemysław Karnowski. Cała czwórka, wraz z kolegami z reprezentacji do lat 20, wróciła na początku tygodnia z Rumunii z mistrzostw Europy Dywizji B, gdzie z pierwszego miejsca wywalczyła awans na najwyższy szczebel rozgrywek tej kategorii. Podczas czwartkowego spotkania prezesa Polskiego Związku Koszykówki Grzegorza Bachańskiego z zawodnikami reprezentacji i jej sztabem szkoleniowym, najmłodsi kadrowicze otrzymali z tego tytułu okolicznościowe upominki. - Nasz cel był tylko jeden: awansować. I zrealizowaliśmy go, kończąc sukcesem okres naszej przygody z młodzieżową koszykówką. Z większością chłopaków tworzyliśmy tę reprezentację przez ostatnie pięć lat. Dla mnie to wielki zaszczyt być częścią tego teamu - powiedział Gielo. Największym sukcesem drużyny, prowadzonej wówczas przez trenera Jerzego Szambelana, był srebrny medal mistrzostw świata do lat 17, wywalczony w 2010 roku w Hamburgu. Teraz jej najlepsi zawodnicy walczą o miejsce w reprezentacji seniorów. - Traktuję to wyzwanie z największą powagą. Rozmawiałem z trenerem Dirkiem Bauermannem i generalnym menedżerem Marcinem Widomskim. Obaj mówili, żebym nie traktował zgrupowania jako, ot, tygodniowego sprawdzianu z seniorami przed powrotem do domu, tylko żebym szykował się na ostry bój. Nie zamierzam się poddawać. Tak długo, jak pozostanę w kadrze, będę się starał wykorzystać szansę, pracować najciężej jak potrafię. Nasz trener w USA Dave Layer powtarza nam: jeśli człowiek daje z siebie wszystko, to prędzej czy później osiągnie sukces - zaznaczył. Gielo ma za sobą dwa lata gry rozgrywkach NCAA w zespole Flames, funkcjonującym przy Liberty University w mieście Lynchburg w stanie Wirginia. - To uczelnia chrześcijańska. Jednak wszystko odbywa się tu jak w każdej innej. W tym roku udało nam się awansować z zespołem do finałów krajowych, tzw. March Madness, czyli grona 64 najlepszych zespołów w USA. Tam jednak odpadliśmy w pierwszej rundzie, przegrywając jednym punktem z drużyną z Północnej Karoliny. Sezon uważam za udany, szczególnie biorąc pod uwagę słaby początek, gdy pięciu naszych podstawowych graczy było kontuzjowanych i zaczęliśmy rozgrywki od ośmiu porażek z rzędu. Nastroje były nieciekawe, ale trener cały czas nam powtarzał, żebyśmy ciężko pracowali, a sukces przyjdzie. I tak się stało - przypomniał koszykarz pochodzący ze Szczecina. Z nauką kandydat na reprezentanta kraju seniorów nie ma żadnych problemów. Do szkoły poszedł rok wcześniej, zgodnie z planem zaliczał kolejne szczeble edukacji, więc maturę w koszykarskiej SMS w Cetniewie zdał o rok wcześniej od kolegów z juniorskiej reprezentacji. Na uczelni w Stanach też nie ma problemów. - Skończyłem drugi rok studiów. Łączenie nauki z koszykówką sprawia mi radość. Moja specjalizacja to biznes międzynarodowy - w programie mam m.in. ekonomię, zarządzanie, księgowość. Bardzo mi się ten kierunek podoba. Został mi jeszcze na uczelni przynajmniej jeden rok. Możliwe, że się uwinę i w trzy lata zaliczę czteroletni plan studiów - zauważył. Nie każdy z młodych Polaków marzących o koszykarskiej karierze i podejmujących studia w USA, wracał potem stamtąd jako znakomity zawodnik, rozchwytywany przez europejskie kluby. - Wiem, że były osoby, które wyjechały i wróciły może nie do końca zadowolone. Ze swej strony mogę potwierdzić, że to dobra droga. Przede wszystkim można łączyć koszykówkę z nauką. Nie wiadomo, ile się będzie uprawiać sport, a zawsze dobrze jest mieć alternatywę, jakiś plan B w życiu. Ja wciąż się bawię koszykówką. Jeszcze nie jest to mój zawód, całe życie na niej się nie opiera. Taka sytuacja jest korzystna dla młodego zawodnika. Zwłaszcza, że rozwijam się koszykarsko, o czym świadczy powołanie do kadry narodowej, co uważam za najwyższy honor dla zawodnika - podkreślił Gielo. Silną stroną mierzącego 204 cm niskiego skrzydłowego, mogącego grać także jako podkoszowy, jest ...lewa ręka. - To bardzo ciekawa sytuacja, gdyż na co dzień piszę i posługuję się prawą, ale grając w koszykówkę lepiej rzucam i kozłuję lewą. Jak na wysokiego zawodnika, potrafię bez problemu minąć kozłem wyższego od siebie, ale też wykorzystać przewagę wzrostu i oddać rzut w pozycji tyłem do kosza, gdy przeciwko mnie broni niższy rywal. W Liberty praktycznie cały sezon zaczynałem w pierwszej piątce. Potem trener stwierdził, że potrzebujemy impulsu z ławki i przydzielił mi rolę rezerwowego. Jakakolwiek by ona nie była, na boisku staram się zawsze dawać z siebie wszystko, brać odpowiedzialność za sukces zespołu, zarówno w ataku, jak i w obronie - zakończył Gielo.