Pana dorobek - 27 punktów i 14 zbiórek - robi wrażenie.Szymon Szewczyk: - Jestem oczywiście bardzo zadowolony, ale nie ukrywam, że w naszej sytuacji ważniejsze są zwycięstwa niż statystyki poszczególnych zawodników. Z drugiej strony naprawdę cieszę się ze swojej gry, gdyż długo byłem kontuzjowany. Walczyłem z urazem stawu skokowego i odbudowanie się w takiej sytuacji zarówno psychiczne, jak i fizyczne, jest zawsze trudne. Żal tylko, że z powodu wcześniejszych słabszych spotkań nie udało nam się, mimo zwycięstwa nad liderem, zakwalifikować do najlepszej ósemki po pierwszej rundzie, co gwarantuje udział w Pucharze Włoch.Pana drużyna grała bardzo nierówno. Pokonała na wyjeździe faworytów: Armani Mediolan, Cimberio Varese, we własnej hali mistrza MDP Siena, a przegrała z najsłabszymi w lidze. Z czego to wynika?- To kwestia naszej koncentracji. Owszem, mieliśmy trochę problemów kadrowych, ale te porażki z teoretycznie słabszymi rywalami to po prostu nasze błędy. Byliśmy gorsi od pięciu ostatnich zespołów ekstraklasy! Wszystko jest w naszych głowach i musimy poprawić to, co było złe w rewanżowej rundzie. Teraz widać, że coś dobrego krystalizuje się w moim zespole. Naszym celem jest awans do play off, czyli pierwsza ósemka. Liczyć się będzie każdy mecz, tym bardziej, że w Serie A dostaje się dwa punkty za wygraną, a za porażkę nic.Występuje pan we Włoszech czwarty sezon z rzędu. Jak przez ten czas zmieniły się rozgrywki?W tym sezonie nie ma dominacji jednej, czy kilku drużyn, tak jak to działo się wcześniej. Kiedyś MDP Siena, Mediolan to były potęgi. Teraz klub z Toskanii przegrywa różnicą 30 punktów z ekipą z Sardynii! To pokazuje skalę zmian. Co innego, że zespół Banco di Sardegna Sassari pnie się systematycznie do góry, z sezonu na sezon jest mocniejszy.Wspomniał pan o drużynie z Sardynii, w której gra Michał Ignerski. W Serie A jest jeszcze Olek Czyż i Jakub Parzeński. Utrzymuje pan z nimi kontakty?- Sporadyczne, telefoniczne, bo każdy z nas ma jednak czas mocno wypełniony treningami, meczami, podróżami i, jak w moim przypadku czy Michała, rodziną z maluchami. Kiedy Banco grało w Wenecji nawet nie zdążyliśmy wymienić kilku zdań. Michał z ekipą spieszył się na samolot, a mnie zabrano na konferencję prasową. Przybiliśmy sobie tylko "piątkę". Ale jakieś wolne dni chyba są. Jak spędza pan te chwile poza parkietem?- W zasadzie zawsze wolny jest poniedziałek, po niedzielnym spotkaniu, bo gramy tylko w lidze. Zabieram rodzinkę na jakiś wyjazd. Dwa dni temu byliśmy na nartach w Cortina d'Ampezzo. W szkółce szalała moja córeczka, a my z żoną spędziliśmy miłe chwile na świeżym powietrzu. Obydwoje lubimy śnieg i mamy swoje sposoby, by korzystać z zimy.W tym roku odbędą się w Słowenii mistrzostwa Europy koszykarzy. Czy myśli już pan o reprezentacji?- Nie, jest zdecydowanie za wcześnie. Przyjdzie na to czas w maju, może w czerwcu. Najważniejsze jest zdrowie, mam już swoje lata. Oczywiście, przede wszystkim trener musi mnie widzieć w drużynie narodowej. Fajnie byłoby coś "ugrać" z reprezentacją. Mistrzostwa to zawsze okazja to pokazania się, przekonania kogoś do swojej wartości. Pamiętam, że EuroBasket w 2007 roku w Hiszpanii, był dla mnie takim dobrym czasem promocji. Mimo że grałem niezbyt wiele, zostałem zauważony i trafiłem do mocnej ligi rosyjskiej.Czy śledzi pan polską koszykówkę, mecze w Tauron Basket Lidze?- Oglądam czasami spotkania na satelicie, albo patrzę w statystyki i łapię się na tym, że znam coraz mniejszą liczbę zawodników. Wtedy uświadamiam sobie, że czas leci... W polskiej lidze grałem ostatni raz jedenaście lat temu. Rozmawiała Olga Przybyłowicz