- Pod koniec drugiej kwarty Śląsk wyszedł na jednopunktowe prowadzenie i wydawało się, że wynik tego spotkania jest wciąż sprawą otwartą. Co stało się z Waszą grą później? Marcin Stefański: Po pierwsze przegraliśmy zbiórkę, po drugie przegraliśmy zbiórkę, a po trzecie za wolno wracaliśmy do obrony. Powinno chyba być odwrotnie, bo to my jesteśmy mniej zmęczoną drużyną. Widocznie to, że nie graliśmy przez tyle dni, a Anwil wciąż rozgrywał swoje spotkania półfinałowe, miało jednak znaczenie. Wygląda na to, że lepiej jest jednak nie wybijać się z rytmu, skoro tak wysoko przegraliśmy na własnym parkiecie. - Co musicie poprawić przede wszystkim, żeby myśleć o wygranej we Włocławku? - Myślę, że dziś gra w ataku nie była zła. Rozegranie było dobre, ale gorzej ze skutecznością. Gdybyśmy wykorzystali kilka stuprocentowych okazji w pierwszej połowie, to my prowadzilibyśmy dziesięcioma punktami. To byłaby zupełnie inna gra. Jeżeli nie trafia się w sytuacji sam na sam z koszem kilka razy z rzędu, to później ciężko jest grać normalnie. W drugiej połowie znów zaczęliśmy przegrywać zbiórkę, a Anwil zdobywał łatwe punkty i z ataku pozycyjnego, i z kontry. Niestety to wszystko skończyło się tak, jak się skończyło. - W drużynie z Włocławka świetne spotkanie rozegrał dziś Seid Hajrić. Nie zdołaliście znaleźć na niego sposobu... - To prawda. Rozegrał bardzo dobre zawody. Zresztą jak cały jego zespół. To, co robił w ataku, było niesamowite. Nie tylko trafiał, ale też zbierał. - Czy Śląsk jest w stanie wygrać we Włocławku? - Ja jestem optymistą, ale z drugiej strony trzeba oceniać nasze szanse realnie. Na pewno będziemy walczyć i mam nadzieję, że wrócimy na trzeci mecz do Wrocławia. Jak będzie? To się okaże. - W piątek pierwszy mecz finałowy. Kto jest Twoim faworytem? - Myślę, że Prokom jest lepszą drużyną i powinien wygrać tą rywalizację. Pytanie, ilu spotkań do tego potrzebuje. Rozmawiała: Agnieszka Bartoszewicz