FIBA Europe Cup to trzecie pod względem prestiżu i poziomu sportowego rozgrywki koszykarskie na europejskich parkietach. W ubiegłym sezonie Anwil Włocławek po zaciętym finałowym dwumeczu sięgnął po to trofeum, wygrywając oba finałowe spotkania z francuskim Cholet Basket. W roli obrońcy tytułu "Rottweilery" jak na razie nie radzą sobie jednak zbyt dobrze i o ile w Energa Basket Lidze zajmują pierwsze miejsce nie mając żadnej porażki na koncie (7-0), o tyle w swojej grupie Pucharu Europy FIBA przed środowym spotkaniem miały słaby bilans 1-4. W wieczornym meczu granym we własnej hali Anwil wrócił jednak na zwycięską ścieżkę i wykonał ważny krok do tego, by nadal liczyć się w grze. Spotkanie z Caledonia Gladiators od początku układało się po myśli polskiego klubu, który już po dwóch minutach gry prowadził 9:2, m.in. po trafieniu z dystansu Jakuba Garbacza. Inauguracyjna kwarta toczyła się pod dyktando naszego zespołu, który zakończył ją wynikiem 21:14. W drugich dziesięciu minutach przewaga rosła od początku - za trzy trafiali ponownie Garbacz, a także Victor Sanders. Anwil potrafił powiększyć zaliczkę nawet do szesnastu "oczek", ale później przyjezdni zniwelowali ją o blisko połowę. Bolesna wpadka reprezentacji Polski. Cała przewaga roztrwoniona Prowadzenie włocławian nie było jednak zagrożone nawet przez chwilę, a kropkę nad "i" polski klub postawił w pierwszych minutach ostatniej kwarty. Rozpędzeni włocławianie zdobyli 10 punktów z rzędu i ostatecznie rozwiali nadzieje Caledonia Gladiators. Mecz zakończył się wynikiem 93:72. Najwięcej punktów dla Anwilu zdobył wspomniany Garbacz - 23. Lider włocławian miał też cztery zbiórki w obronie. Polski klub przeważał nad gośćmi pod każdym względem - włocławianie zaliczyli więcej asyst i zbiórek, mogą się też pochwalić skutecznością rzutów za dwa punkty na poziomie aż 68%. Anwil Włocławek - Caledonia Gladiators 93:72 (21:14, 27:21, 23:20, 22:17) Dantejskie sceny w NBA. Skoczyli sobie do gardeł