Maciej Słomiński, Interia: Reprezentacja Polski w koszykówce jest w ćwierćfinale mistrzostw Europy. To najlepszy wynik od 1997 r., gdy Biało-Czerwoni z panem w składzie zajęli 7. miejsce na kontynencie. Jest duma z następców czy raczej zazdrość, że mogą przebić wasze osiągnięcie? Maciej Zieliński, 8-krotny mistrz Polski i wielokrotny reprezentant kraju w koszykówce: - Obecna reprezentacja już przebiła nasze wyniki, bo zajęła ósme miejsce na mistrzostwach świata w Chinach. Każdy z nas dobrze życzy polskiej koszykówce, kibicujemy jej z całego serca, dlatego oczywiście jest duma z nowej historii pisanej przez ekipę. Z drugiej strony, mimo że jestem sportowcem już na emeryturze, jest lekkie ukłucie, gdy ktoś przebija nasz rekord. Siódme miejsce na mistrzostwach Europy w 1997 r. to było maksimum możliwości waszego pokolenia, czy można było zrobić więcej? - Fantastycznie wspominam tamten turniej. Mecze rozgrywane były w Barcelonie, śmialiśmy się, że może ktoś z amerykańskiego "Dream Teamu" zostawił swoje rzeczy w hali. W drodze po 7. miejsce pokonaliśmy Łotwę, Chorwację, Niemców i Turcję. Proszę mnie nie pytać o mecz z Grecją, staram się o nim zapomnieć, a wszyscy zawsze o to pytają (śmiech). Odpowiadając na pytanie: wydaje mi się, że to był max naszych możliwości. Niech teraz reprezentacja pisze swoją historię, niech przebiją nasze osiągnięcia i niech ich o to męczą media przez najbliższe ćwierć wieku (śmiech). My już jesteśmy dinozaurami, wyciąganymi z szafy niczym Jan Tomaszewski na Wembley. Aaron Cel mówił mi przed rozpoczęciem Eurobasketu, że celem drużyny jest wyjście z grupy. To się udało, a nawet więcej - wygrana z Ukrainą dała Polsce ćwierćfinał. Pan się tego spodziewał? - Zgadzam się z Aaronem, że wyjście z grupy było naszym zadaniem. Jestem pozytywnie zaskoczony grą naszej drużyny, ćwierćfinał oznacza, że zakończymy te mistrzostwa sklasyfikowani wyżej m.in. od Serbii, która jest potęgą. Biję brawo za ten olbrzymi sukces i czekam na więcej. Na więcej? Czy to znaczy, że w ćwierćfinale ze Słowenią (środa, godz. 20.30, Berlin) mamy szanse? Rywale mają Lukę Doncicia, to koszykarz nawet wyżej notowany od Serba Nikoli Jokicia, który zrobił dżem z naszej obrony w meczu grupowym. - Serce mówi, że mamy szanse, rozum co innego. Serbia i Słowenia to podobna koszykarska półka, to faworyci Eurobasketu. Na szczęście w sporcie wszystko jest możliwe, Serbowie pokazali nasze miejsce i obnażyli wszystkie braki w meczu grupowym, a jak mówiliśmy już ich na turnieju nie ma, a my jesteśmy. To jest jeden mecz, nie ma się co oglądać na sprawy zdrowotne tylko grać na całego jakby nie było jutra i, jak ja to mówię, "napadać"! Doncić to gracz kosmiczny, ale nie należy zapominać, że Słowenia ma jeszcze innych doskonałych koszykarzy. Jak zwykle zadecyduje dyspozycja dnia, na naszą korzyść przemawia fakt, że nie mamy nic do stracenia. My możemy, oni muszą. Do ich gorących bałkańskich głów może dotrzeć presja, nie wiadomo jak z nią sobie poradzą. Znam od lat naszego trenera Igor Milicicia i wiem, że odrobi pracę domową i przygotuje strategię na ten mecz. Myślę, że naszą szansą jest to, że Słowenia gra radosną koszykówkę, gdy ich zatrzymamy, mogą nie mieć "planu B". Co jest siłą obecnej reprezentacji Polski? - Zespołowość. Gdy gramy ustalone zagrywki, jesteśmy bardzo silni. Poza tym w każdym meczu inny lider naszej drużyny daje popis. Czy to Mateusz Ponitka, AJ Slaughter, Olek Balcerowski czy Michał Sokołowski, którego uważam za serce tej drużyny. Który mecz, a może moment w tegorocznym Eurobaskecie był w polskiej drużynie najważniejszy? - Ważny był mecz otwarcia z Czechami. Nie byliśmy faworytami w starciu z gospodarzami, którym pomagają ściany. Wygraliśmy, to dało nam pozytywnego kopa i zaczęliśmy budować nową historię. Paradoksalnie bardzo ważne było spotkanie z Holandią, w którym wyjątkowo byliśmy faworytami. Długo nam nie szło z rywalem skazywanym na porażkę, sztuką jest wygrać spotkanie, w którym nie idzie. To się udało, po tym poznaje się dobre drużyny. Poza tym jak to w sporcie - najważniejszy jest ostatni mecz, czyli ten z Ukrainą. I ten kolejny - ćwierćfinał Eurobasketu ze Słowenią. Polska - Słowienia w ćwierćfinale Eurobasketu - mecz w środę o godz. 20.30. Oprócz koszykówki interesuje się pan muzyką. Co pan proponuje naszym zawodnikom, by rzucili na słuchawki przed meczem ze Słowenią? - Od zawsze słucham ciężkiej muzyki, ostatnio Ozzy Osbourne wydał nową, świetną płytę. Chwalę również nowe wydawnictwo Megadeth - to daje mocne pobudzenie przed meczem, polecam! Tuż po zakończeniu Eurobasketu rusza Polska Liga Koszykówki. Pan jest legendą Śląska, chociaż jakiś czas temu doszło do podziału we wrocławskiej rodzinie koszykówki. Jaka jest obecnie sytuacja? - Faktycznie było zamieszanie, które nie ma wpływu na to, że jestem wiernym kibicem Śląska Wrocław w każdej dyscyplinie, to klub, w którym grałem całe życie. Miałem łzy w oczach, gdy zdobyliśmy w poprzednim sezonie 18 mistrzostwo Polski. To wyjątkowo długo wyczekiwana i upragniona 18-stka. Jakie są pana prognozy na nowy sezon ligowy? Śląsk Wrocław wymienił prawie cały skład, nie zagrają dla niego już m.in. bracia Trice i Kerem Kanter. - Sam jestem ciekaw jak trener Andrej Urlep to ułoży. Wymienieni zawodnicy zagrali tak świetny sezon, dostali tak mocne oferty, że nie było szans ich zatrzymać. Na papierze nowi zawodnicy wyglądają nie gorzej, muszą tylko (i aż) się zgrać. Piłka jest tylko jedna, trzeba się nią umiejętnie podzielić. Osoba trenera Urlepa zapewnia odpowiedni poziom gry, dlatego jestem spokojny. Trener Urlep wygląda tak samo jak na początku XX wieku, gdy prowadził Śląsk z panem w składzie. Jaka jest tajemnica jego formy? - Nie wiem, to już jego trzeba pytać. Słyszałem, że ćwiczy jogę. Chyba w moim wieku też trzeba się tym zainteresować (śmiech). Rozmawiał Maciej Słomiński, Interia