Początek spotkania należał do gości, którzy po trafieniach Ratko Vardy i Daniela Ewinga szybko wyszli na prowadzenie (10:3). Zgorzelczanie grali bardzo nerwowo, często tracili piłkę, ale czas wzięty przez trenera Jacka Winnickiego uspokoił nieco sytuację na parkiecie. Po nieco słabszym początku trafiać zaczął także Torey Thomas i po dziesięciu minutach Turów przegrywał tylko trzema punktami (20:23). Kilkanaście sekund po wznowieniu gry i rzucie Michaele Kueblera był już remis (23:23), a spotkanie się wyrównało. Przez długi czas żadna z drużyn nie była w stanie wypracować sobie choćby kilkupunktowej przewagi i wtedy ciężar gry wziął na siebie Thomas. To głównie dzięki jego znakomitej grze gospodarzom ponownie udało się doprowadzić do remisu, a chwilę później wyszli na pierwsze w tym spotkaniu prowadzenie (37:35). Goście poprawili jednak obronę, zdobyli siedem punktów z rzędu i na przerwę schodzili z przewagą trzech "oczek" (42:37). Przez niemal całą trzecią kwartę inicjatywa należała do gości, którzy trafiali zarówno spod kosza jak i z półdystansu. Na dwie minuty przed końcem tej części gry Asseco prowadziło 60:45. Gospodarze mieli spore problemy z rozgrywaniem akcji, przegrywali walkę pod koszami (w całym meczu zanotowali jedynie 16 zbiórek wobec 35 Asseco) i pudłowali nawet w dogodnych sytuacjach. W ostatnich dziesięciu minutach gdynianie kontrolowali przebieg gry i spokojnie rozgrywali swoje akcje. Z parkietu za pięć przewinień musiał zejść Robert Tomaszek, a gospodarze grali bez wiary w zwycięstwo, zdobywając w tej kwarcie zaledwie sześć pkt. Na pięć minut przed końcem meczu goście prowadzili 68:51 i losy spotkania były już przesądzone. Powiedzieli po meczu: Jacek Winnicki, trener PGE Turów Zgorzelec: "Trzymaliśmy się dzielnie w pierwszej połowie dzięki dobrej skuteczności rzutów z dystansu. Po przerwie nie mieliśmy już wiele do powiedzenia. W sumie zebraliśmy 16 piłek i trafiliśmy siedem razy za dwa punkty. To najlepiej obrazuje, jak daleko od kosza odrzucili nas rywale. W play off nie ma znaczenia wysokość porażki czy zwycięstwa. W sobotę postaramy się zrobić wszystko, co w naszej mocy, by doprowadzić do remisu w rywalizacji". Tomas Pacesas, trener Asseco Prokom Gdynia: "Nie myślę w kategoriach deklasacji rywala ze Zgorzelca, który udowodnił nie tylko w finale, że jest silną drużyną. To był po prostu bardzo dobry mecz w wykonaniu Asseco. Mieliśmy w pamięci drugie, fatalne spotkanie i nie chcieliśmy popełnić jeszcze raz tego samego błędu. Byliśmy zmotywowani, zdyscyplinowani i skoncentrowani do końca. Nie podniecamy się rozmiarami zwycięstwa. Ważne jest to, by wygrywać kolejne spotkania. - Nie wiem jak będzie wyglądało drugie spotkanie w Zgorzelcu. Każdy mecz ma swoja historię. Na pewno będzie walka, a jaki będzie wynik? Gdybym wiedział, to bym obstawił w zakładach. Musimy utrzymać maksymalną koncentrację i mieć respekt dla rywali. Będziemy ich męczyć w obronie i atakować ich najmocniejsze punkty. Wpadki, takie jak nasza w drugim spotkaniu w Gdyni, zdarzają się najlepszym, ale w rywalizacji do czterech zwycięstw nie ma miejsca na przypadek, który może mieć wpływ na przebieg jednego spotkania". Trzeci mecz finałowy: PGE Turów Zgorzelec - Asseco Prokom Gdynia 56:81 (20:23, 17:19, 13:20, 6:19). Stan rywalizacji play off (do czterech zwycięstw) 2-1 dla Asseco. Kolejne spotkanie rozegrane zostanie w sobotę o godz. 18.00 także w Zgorzelcu. PGE Turów Zgorzelec: Torey Thomas 21, Daniel Kickert 11, Michale Kuebler 10, Michał Gabiński 6, David Jackson 3, Konrad Wysocki 2, Robert Tomaszek 2, Bartosz Bochno 1, Ivan Ziegranovic 0, Mateusz Jarmakowicz 0. Asseco Prokom Gdynia: Daniel Ewing 19, Ratko Varda 16, Krzysztof Szubarga 10, Piotr Szczotka 10, Ronnie Burrell 8, Courtney Eldridge 6, Robert Witka 5, Tommy Adams 5, Filip Widenow 2, Adam Łapeta 0, Qyntel Woods 0, Adam Hrycaniuk 0.