- Jesteś zaskoczony, że wyjeżdżacie z Wrocławia z dwoma zwycięstwami? Krzysztof Roszyk: Po porażce w drugim meczu nastawialiśmy się, że przyjeżdżamy tu odrobić straty i udało nam się z nawiązką odrobić mecz przegrany u nas. Cieszy nas to, jednak wiemy, że w następnym mecz musimy zakończyć serię. To czasem przeszkadza, jeśli myślami jest się przy następnym meczu. - Przewaga psychologiczna oraz przede wszystkim przewaga dwóch zwycięstw stawiają Turów na pozycji zdecydowanego faworyta przed sobotnim meczem numer pięć. - Tak jak już powiedziałem, jest to czasem zgubne. Nie należy popadać w hurraoptymizm, musimy zagrać na podobnym poziomie. Do tego meczu, jak i do każdego innego trzeba będzie się dobrze przygotować. - Czyli nie ma takiej opcji, że Turów przy tak wysokim prowadzeniu zlekceważy przeciwnika w następnym meczu? - Nie, nie, nie. Play-off ma to do siebie, że rozmiary zwycięstwa nie mają znaczenia. Liczy się tylko zwycięstwo, a nam brakuje jeszcze jednego i będziemy o nie walczyć w następnym meczu. - Ale z drugiej strony pewnie nie liczycie też na to, że Śląsk odpuści tę rywalizację skoro stoi już na straconej pozycji? - Śląsk nie zlekceważy nas. Pokazał już, że potrafi u nas wygrać i na pewno z takim nastawieniem do nas przyjeżdża. - Jak trzeba będzie zagrać w następnym meczu, żeby awansować do finału? - Myślę, że kluczem będzie dobra obrona od pierwszej do ostatniej minuty w każdym spotkaniu, koncentracja i cierpliwość przy rozgrywaniu akcji w ataku. Rozmawiał: Tomasz Sulka