Anwil Włocławek miał po pierwszym spotkaniu rozegranym w Hali Mistrzów zaledwie cztery punkty zaliczki, wygrana z Cholet Basket 81-77 była niewielka. A przecież Francuzi w poprzedniej rundzie przegrali w Tallinie z BC Kalev/Cramo siedmioma punktami, by następnie rozgromić Estończyków we własnej hali różnicą ponad trzy razy większą. Zysk Anwilu był więc skromny, przy ogłuszającym dopingu w hali La Meilleraie ciężko było myśleć o skutecznej obronie. Ona zaś była warunkiem przejścia włocławian do historii polskiej koszykówki. Wiele klubów próbowało bowiem sięgnąć po europejskie trofeum, nikomu dotąd to się nie udało. Anwil sprostał zadaniu, wygrał rewanż 80-78 i sięgnął po puchar. Wisła Kraków, Olimpia Poznań i Lotos Gdynia - niby blisko, a jednak tak daleko Polska koszykówka była w okresie powojennym ceniona w Europie, reprezentacja zdobywała medale w mistrzostwach kontynentu, ale w rozgrywkach klubowych sytuacja byłą zgoła inna. Przez blisko 25 lat Puchar Europy w koszykówce kobiecej zdominowała drużyna z Rygi, skupiająca największe gwiazdy radzieckiego basketu. Wśród drużyn aspirujących do gry w finale były także mistrzynie Polski: albo Wisła Kraków, albo ŁKS Łódź. I to wiślaczkom w 1970 roku udało się dotrzeć do decydującej rozgrywki, przegrały jednak ostatni dwumecz z TTT Ryga bezapelacyjnie. W zespole rywalek kwitła już gwiazda Uļjany Semjonovej, zawodniczki mającej 213 cm wzrostu, która na długie lata zdominowała światowy basket. Później tej sztuki próbowały na początku lat 90. koszykarki Olimpii Poznań. W 1992 roku dotarły do finału Pucharu Ronchetti, miały w swoich szeregach mistrzynię olimpijską Jelenę Szwajbowicz, kapitalnie grała Ilona Mądra, w dorosłą koszykówkę odważnie wchodziła młodziutka Małgorzata Dydek, dorównująca wzrostem słynnej Semjonovej. Podopieczne trenera Tomasza Herkta sensacyjnie wyeliminowały w półfinale Valenciennes Orchies, mimo poważnej kontuzji "Dzidki" Mądrej. Czytaj też: "Nasz sen się ziścił". Piękne reakcje po historycznym triumfie Anwilu! Polskie kluby miały Małgorzatę Dydek. I były o krok od realizacji marzeń W finale trafiły na kapitalny włoski zespół Lavezzini Parma - i to rywalki były dwukrotnie lepsze. Rok później Olimpia zakwalifikowała się do Final Four Pucharu Europy - ten rozegrano w poznańskiej Arenie. Przy nadkomplecie widzów podopieczne Herkta sięgnęły po trzecie miejsce, niedosyt był niewielki. Mistrzynie Włoch i Hiszpanii miały amerykańskie gwiazdy, ciężko je było "ugryźć". Gdy kilka lat później Puchar Europy przekształcono na Euroligę, świetną robotę w tych najbardziej prestiżowych rozgrywkach wykonywał Lotos Gdynia. To tu pierwszoplanową postacią była już Małgorzata Dydek. To również dzięki niej gdynianki dwukrotnie awansowały do ścisłego finału tych rozgrywek, ale tak w 2002 roku, jak i dwa lata później, lepsze w grze o końcowy triumf okazało się Valenciennes Orchies. Lech pokonał mistrza ZSRR, wcześniej grał w półfinale. Gwiazdy były za mocne W męskiej rywalizacji hierarchia była nieco inna. Początkowo też rządziły i dzieliły kluby z ZSRR, ale z czasem do gry wszedł Real Madryt i drużyny z Włoch. Polskie kluby początkowo też miały apetyt na triumf, największy chyba Lech Poznań, który w drugiej edycji, w 1959 roku, dotarł do półfinału. Tam przegrał jednak dwumecz z późniejszym triumfatorem - Sportklubem Ryga. Rok później to osiągnięcie wyrównała Polonia Warszawa i na tym właściwie na długie lata sukcesy się skończyły. Choć w sumie takim sukcesem był awans do czołowej ósemki Lecha w 1989 roku, po sensacyjnym wyeliminowaniu Stroitiela (po ukraińsku: Budiwielnika) Kijów, mistrza ZSRR. W ostatniej ósemce czekali już giganci pokroju Jugoplastiki Split, Arisu Saloniki czy Barcelony, z Tonim Kukočem, Nikosem Galisem i Dino Radją. Poznaniakom nie udało się wygrać choćby jednego spotkania - z czternastu. Prokomowi zabrakło kilku sekund, Stali - jednej kwarty. Zrobił to w końcu Anwil! Największą gwiazdą Lecha był wtedy Eugeniusz Kijewski - wychowanek Warty, ale legenda "Kolejorza". W 2003 roku jako szkoleniowiec Prokomu Trefla Sopot znalazł się w najlepszej czwórce Pucharu Europy FIBA - rozgrywek cenionych, choć słabszych niż Euroliga. W półfinale z Ventspilsem sopocianie sobie łatwo poradzili, o końcowy triumf zagrali z Arisem. Na sześć sekund przed końcem Prokom Trefl prowadził 83-81, wtedy jednak rywale mieli swoją ostatnią akcję. I zdobyli z niej trzy punkty, w dziwnych okolicznościach. Polacy nie zdołali już odpowiedzieć, przegrali 83-84. W finale Pucharu Europy FIBA dwa lata temu do finału dotarli też koszykarze z Ostrowa Wlkp. Arged Stal błyszczała, w pandemicznych rozgrywkach aż do finału była niepokonana. Decydujący mecz ostrowianie zagrali w Tel Awiwie z Ironi Nes Ziona - tym samym, którego ograli w fazie grupowej. Przed swoimi kibicami koszykarze z Izraela byli lepsi, wygrali 82-74, choć po trzech kwartach to Polacy mieli sześć punktów przewagi. Wtedy Anwil Włocławek dotarł do 1/8 finału, nie sprostał Iraklisowi Saloniki. Teraz okazał się najlepszy i osiągnął coś, czego przez 65 lat nie udało się osiągnąć żadnemu polskiemu klubowi.