40-letni Ignerski od kilku lat angażuje się w działalność koszykarskiego klubu z Nysy. Był sponsorem drużyny IgnerHome AZS Basket oraz jej dyrektorem sportowym, a niedawno został prezesem. Zespół z Nysy dotarł do ćwierćfinałów 2. ligi, przegrywając z MKKS Żak Koszalin, ekipą która właśnie awansowała do 1. ligi, czyli na zaplecze ekstraklasy. "Z klubem jestem związany od kilku lat. Tworzę go z grupą fantastycznych osób, które łączy pasja do koszykówki i AZS Basket. Rozegrałem w Nysie nawet kilka meczów w 2019 roku, gdy postanowiłem pomóc trenerowi Marcinowi Łakisowi w prowadzeniu ekipy i przygotować się do występów w Anwilu, z którym później zdobyłem złoto. Mamy wspólne marzenia i cele. Zależy nam, by z roku na rok klub działał bardziej profesjonalnie, by był dobrą wizytówką miasta i regionu. Wyznaję zasadę: małymi krokami, ale do przodu" - podkreślił. Wychowanek AZS Lublin zdobył w 2019 r. mistrzostwo Polski z Anwilem Włocławek, choć w ostatnich spotkaniach finału z powodu kontuzji nie zagrał. Od tego czasu nie ogłosił oficjalnego końca kariery. Wcześniej buty na kołku powiesił w 2016 roku, ale brakowało mu koszykówki. Podobnie jest teraz. "Cały czas ciągnie mnie na parkiet, ale ostatnio nie miałem, ze względów rodzinnych, możliwości regularnego trenowania, więc pozostało wspieranie z ławki w innej roli. Z powodu pandemii i kłopotów finansowych klubu postanowiłem zainwestować pieniądze swojej firmy deweloperskiej Ignerhome. Zresztą wspieramy różne sportowe wydarzenia i kluby w regionie" - powiedział. Ignerski, który większą część kariery spędził za granicą, m.in. w zespołach z Hiszpanii, Turcji, Rosji, Włoch i Francji, ma ambitne plany związane z klubem, a przede wszystkim popularyzacją koszykówki w Nysie. "Nysa to teraz moje miasto, tu mieszkam, stąd pochodzi żona, więc staram się jak mogę angażować w to co kocham i na czym się znam, czyli w koszykówkę. Właśnie stworzyliśmy przy klubie Akademię Basket Nysa dla dzieciaków z różnych roczników, a z zespołem seniorów chcemy bić się o 1. ligę. Czy już w najbliższym sezonie? Zobaczymy. Mam nadzieję, że wiele dzieci pokocha koszykówkę i pod naszym szyldem będzie trenować w stowarzyszonych z nami szkołach, czego wcześniej w tym mieście nie było. Chcemy pokazać dzieciakom i rodzicom, że Nysa nie tylko siatkówką i piłką nożną stoi, że jest alternatywa" - podkreślił. Uczestnik mistrzostw Europy 2011 i 2013 koszykówkę ma w genach i chce ją przekazać swoim dzieciom. Jego niedawno zmarły tata - Edward Ignerski, grał w ekstraklasie i rozegrał kilka spotkań w reprezentacji. Od samego początku wspierał karierę Michała. "Tata był początkiem mojego życia z koszykówką. Nauczył mnie więcej niż jakikolwiek trener w karierze. Przyjechał znikąd, a dzięki ciężkiej pracy i pokorze został wybitnym zawodnikiem Lublinianki i Startu Lublin. Wartości, które razem z mamą przekazywał mi oraz wsparcie i miłość każdego dnia przez całą karierę są nieocenione. Gdy myślę o tacie, dociera do mnie, ile w życiu dała mi przygoda z basketem. Emocje, które przeżyłem, miejsca, które zobaczyłem, ludzi, których poznałem... Tata opowiadał mi o tym, czego doświadczyłem, gdy miałem 13 lat. Podkreślał, że warto się poświęcić, bo koszykówka odda mi wszystko z nawiązką" - wspomniał. Absolwent uczelni Mississippi State w USA (2001-2003), najlepszy koszykarz finału (MVP) Pucharu Polski z 2005 r. inwestuje w koszykówkę z potrzeby serca, ekonomia schodzi na dalszy plan. "Serce ciągnie mnie cały czas do koszykówki. Inwestuję dla przyjemności, sprawia mi to frajdę. Chciałbym zarazić innych swoimi emocjami. Sport w każdej postaci jest dobry. Czy będziesz zawodowcem, czy amatorem zawsze pomaga w życiu i sprawia, że jest ono ciekawsze. W dzisiejszych czasach, po pandemii, ważny jest każdy impuls, by zachęcić dzieciaki do rywalizacji i +odkleić+ je od komputerów. Chciałbym też, by moje dzieci miały możliwość profesjonalnego rozwoju, jeśli wybiorą koszykówkę" - dodał. 40-letni były reprezentant kraju nadal czerpie przyjemność z treningów i rywalizacji na parkiecie. "Sam bawię się grą w koszykówkę - chodzę raz na dwa tygodnie na treningi i muszę przyznać, że taka dawka jest dla mnie obecnie optymalna" - dodał z poczuciem humoru. Ignerski przyznał, że na oglądanie meczów w play off polskiej ekstraklasy +na żywo+ nie miał czasu, ale śledził rozwój walki o złoto. Jego zdaniem mistrzostwo wywalczone przez Arged BMSlam Stal Ostrów Wlkp. po wygranej z obrońcą trofeum Enea Zastal BC Zielona Góra nie jest wielkim zaskoczeniem. "Cieszę się, że trener Igor (Milicic - red.), z którym się przyjaźnię i którego znam z pracy w Anwilu, po raz kolejny doszedł do finału i zakończył go w takim stylu. On jest super ambitnym i pracowitym trenerem. Imponuje mi pod tym względem. Wiem, jak potrafi mobilizować zespół przed ważnymi spotkaniami. Może kiedyś będzie trenował Basket Nysa? - Kibicowałem obydwu drużynom, bo bardzo fajnie zaprezentowały się w tym sezonie na arenie międzynarodowej. Z jednej strony był Igor, a z drugiej dobry kumpel Łukasz Koszarek. Jedyne, co budziło moje zdziwienie to fakt wyboru Ostrowa Wlkp. na bańkę. Moim zdaniem powinien to być teren neutralny, aby nie było niepotrzebnego gadania i wątpliwości. To były fajne mecze play off i dobry sezon w wykonaniu finalistów" - podkreślił Ignerski. Olga Miriam Przybyłowicz