Anwil rozpoczął tegoroczny sezon ligowy rewelacyjnie. To jedyna dotychczas niepokonana drużyna w lidze, lider ekstraklasy, który legitymuje się bilansem 13-0. W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia włocławianie zagrają u siebie z szóstą w tabeli Legią Warszawa. "Absolutnie nie spodziewałem się, że rozpoczniemy ten sezon z takim przytupem. To pierwszy raz w mojej karierze, gdy jestem wewnątrz drużyny, która notuje taką serię na początku rozgrywek. Wiem, że w historii PLK były podobne serie. Daleko nie trzeba szukać, bodaj w ubiegłym roku Śląsk Wrocław miał 14 wygranych z rzędu. Znamy swoją jakość i wartość, wiemy, na co nas stać, ale 13-0 to wynik ponad to, czego mogliśmy oczekiwać czy nawet wymarzyć sobie" - powiedział PAP Łączyński. W jego ocenie gra toczy się o rozstawienie w play off, a Anwil jest na bardzo dobrej drodze, aby rozpocząć decydującą rundę rozgrywek na pozycji lidera, co daje później jeden mecz więcej u siebie w każdej serii. Kamil Łączyński o odpadnięciu Anwilu z Pucharu Europy FIBA Przyznał, że łyżką dziegciu w beczce miodu było szybkie odpadnięcie z międzynarodowej rywalizacji, z Pucharu Europy FIBA, który Anwil wygrał w ubiegłym sezonie. "Nie potoczyło się to wszystko tak, jak chcieliśmy. Wykluczenie z rozgrywek izraelskich zespołów, które wiadomo, z jakiego powodu nie mogły dalej uczestniczyć w europejskich pucharach, zmieniło regulamin awansów. To nam nie pomogło, ale przede wszystkim my sami sobie nie pomogliśmy. Można było przed fazą grupową wkalkulowywać dwie porażki z Bilbao. W obu meczach mieliśmy jednak swoje szanse. Nie powinniśmy byli natomiast przegrać w Szkocji. Gdy oni przyjechali do nas na rewanż, widać było, jaka jest różnica poziomów, wręcz ich zdeklasowaliśmy. Tamta porażka — w Szkocji — zdecydowała w istocie o niepowodzeniu kampanii europejskiej" - ocenił doświadczony rozgrywający. Dodał, że Anwil teraz w pełni koncentruje się na polskiej lidze. Przyznał z uśmiechem, że mecz ligowy w drugi dzień świąt to wyzwanie, bo trzeba się powstrzymywać przy wigilijnym, świątecznym stole. "Trzeba dawkować to, co się nakłada na talerz. A ja bardzo lubię jedzenie. Nie mam wielkich problemów z tyciem, ale u nas święta zawsze były tradycyjne, kiedyś babcine, a teraz mama i siostra bardzo lubią gotować. Stół zawsze u nas jest tak zastawiony, jakby miał do nas przyjść pułk wojska, a nie jeden ewentualny niezapowiedziany gość. Wszystkiego trzeba po trochę spróbować, a ja jestem w tym aktywny. Wiadomo jednak, że jak jest mecz, to trzeba na wszystko uważać. Coś jednak na talerz sobie nałożę..." - powiedział gracz Anwilu. Nie chciał wprost odpowiedzieć na pytanie o ulubioną potrawę. "Sałatka jarzynowa i mandarynki najlepiej smakują w święta, ale lubię też ryby pod różną postacią, kapustę, bigos. Można wymieniać mnóstwo rzeczy, nie mam jednej ulubionej. Jestem małym łakomczuchem" - przyznał. Zaznaczył, że najlepszym prezentem świątecznym byłaby 14. wygrana z rzędu w lidze. "Legia jest bardzo mocnym zespołem i nie będzie łatwo. Gra w drugiej rundzie europejskich pucharów i to nie jest przypadek. Nie zawsze forma stołecznego zespołu jest taka sama, ale to jest problem trenera Kamińskiego, a nie nasz. My będziemy próbować odnieść 14. zwycięstwo i utrudnić Legii walkę o lokatę w najlepszej ósemce przed Pucharem Polski" - podsumował popularny "Łączka". autor: Tomasz Więcławski