W Gliwicach Polska gra w osłabionym składzie, gdyż z różnych powodów na parkietach nie oglądamy kilku czołowych zawodników. Pomijając już Jeremy'ego Sochana, który został w USA, w kadrze nie ma obecnie m.in. Aleksandra Dziewy czy Dominika Olejniczaka. Mimo to Polacy pokonali kolejno Węgry, Bośnię i Hercegowinę oraz Portugalię, dzięki czemu w swojej grupie turnieju prekwalifikacyjnego zajęli pierwsze miejsce z kompletem zwycięstw. Teraz przed Polską piątkowy mecz półfinałowy z Estonią (godz. 17:30), ponownie grany w Gliwicach, ale już nie w fazie grupowej, a w fazie pucharowej. Co ciekawe, obie drużyny mierzyły się już ze sobą w eliminacjach mistrzostwach świata. Wówczas górą byli rywale, więc teraz Polacy liczą na rewanż. - Estończycy grają bardzo szybką i kombinacyjną koszykówkę. Musimy wejść w mecz z ogromną energią i nie pozwolić im na kontrataki. Najważniejsze, żeby teraz odpocząć i żeby zawodnicy popracowali ze sztabem medycznym, przeszli rehabilitację i wrócili w pełni sił, nastawieni bojowo. Generalnie po meczu z Portugalią wszyscy jesteśmy jednak zdrowi i to się najbardziej liczy, na równi z tym, że wygraliśmy - powiedział Milicić. Polska - Estonia. Droga na igrzyska nie jest łatwa Aby pojechać na igrzyska do Paryża Polacy muszą najpierw wygrać piątkowy mecz z Estonią, a następnie zwyciężyć w finale turnieju w Gliwicach z Izraelem lub Bośnią i Hercegowiną. Nawet taki sukces nie będzie jednak oznaczał olimpijskiej kwalifikacji, a jedynie zapewni udział w następnym turnieju kwalifikacyjnym. I dopiero jego zwycięzca (i tylko zwycięzca!) zagra na igrzyskach. Polacy nie mają więc praktycznie żadnego marginesu błędu. - Pokazaliśmy w ostatnich latach, że jesteśmy mocną drużyną. Do półfinału weszliśmy bez porażki. Na pewno nie jesteśmy łatwym przeciwnikiem dla rywali - zapewnił Sokołowski. Europejski Michael Jordan ostatni mecz zagrał we Wrocławiu. Zginął we śnie