Polska Agencja Prasowa: Trzecie w roli trenera, ale pierwsze ze Stalą Ostrów Wlkp., mistrzostwo Polski, objęcie reprezentacji, rywalizacja w europejskich pucharach. Czy miniony rok to najbardziej intensywny okres w pana szkoleniowej karierze? Igor Milicic: - Czy najbardziej to nie wiem, ale bardzo intensywny, bo rzeczywiście wiele się zdarzyło... W trakcie sezonu przejąłem drużynę, która nie wyglądała dobrze, ale ostatecznie zdobyliśmy mistrzostwo kraju, dochodząc też bardzo daleko w europejskich pucharach, bo do finału Pucharu Europy FIBA. Jesienią przejęcie kadry narodowej, gra w Lidze Mistrzów. Całość złożyła się na to, że to mógł być jeden z bardziej zaskakujących i intensywnych sezonów w mojej karierze. Odmłodzona przez pana reprezentacja Polski przegrała pierwsze dwa mecze eliminacji mistrzostw świata. Jak widzi pan dalszą pracę z kadrą? Dalej będzie pan stawiać wyłącznie na młodzież czy może jednak skorzysta z doświadczanych koszykarzy, dawnych liderów, którzy są nadal w dobrej formie i wyrażają chęć gry w zespole narodowym, jak np. Aaron Cel? - Kierunek, który obraliśmy w kadrze, jest dobry. Nic się tu nie zmieniło. Młodzież pokazuje, że może grać na wysokim poziomie. Musi tylko nabrać doświadczenia, co jest możliwie jedynie przez występy na parkiecie. Czy kogoś ze starszych koszykarzy powołam na kolejne mecze eliminacji? Zobaczymy w lutym... Jak z perspektywy kilku tygodni patrzy pan na przegrane spotkania z Izraelem i Niemcami w kwalifikacjach mundialu? Właśnie doświadczenia zabrakło najbardziej? - Nie, zabrakło indywidualności, zawodników, którzy w pewnym momencie meczu mogą wziąć piłkę w swoje ręce i zdobyć punkty dzięki swojej indywidualnej jakości. Brakowało nam Michała Michalaka, Michała Sokołowskiego, a przede wszystkim Mateusza Ponitki. W obecnej sytuacji w "polskiej" grupie eliminacyjnej czuje pan większą presję na sobie i zespole niż wówczas, gdy zaczynał pan pracę? - Presja jest cały czas i wciąż taka sama. Sami ją na siebie narzucamy. Chcemy wygrywać i wiemy, że aby liczyć się w walce op awans do kolejnej fazy, to musimy wygrać dwa najbliższe mecze z Estonią. A żeby to było możliwe, musimy się do nich bardzo dobrze przygotować. Największa radość i satysfakcja sportowa w 2021 roku to... - Radość to definitywnie zdobycie mistrzostwa kraju. Satysfakcja to objęcie kadry narodowej. To są wielkie chwile i każdy polski szkoleniowiec marzy o tym. Były też porażki i rozczarowania, jak to w sporcie. Te największa to? - Przegrana to finał Pucharu Europy FIBA w Tel Awiwie. Największe rozczarowanie - zakończenie walki w Lidze Mistrzów na fazie grupowej. W obydwu przypadkach mogliśmy zrobić coś więcej, szkoda... Szkoda szczególnie występów w Lidze Mistrzów, gdzie Stal zdołała wygrać jeden z pięciu meczów, choć cztery przegrane spotkania były bardzo wyrównane, a ich losy ważyły się do ostatnich minut... - Tak. W Lidze Mistrzów walczyliśmy, mieliśmy swoje szanse... Jest we mnie żal, do siebie i do chłopaków, że nie zrobiliśmy takiego wyniku, który dawałby awans do kolejnej fazy zmagań. W polskiej lidze Arged BM Slam Stal ma bilans 12-4, zaległy mecz i zajmuje trzecią lokatę. Jak pan ocenia postawę zespołu w ekstraklasie? - Oprócz porażki w Radomiu powinniśmy być i jesteśmy zadowoleni z tego, co zrobiliśmy. Na początku sezonu nie mieliśmy szczęścia z doborem zawodników i ich zdrowiem. Musieliśmy dokonać zmian w składzie, także przez poważne choroby. Mogę powiedzieć, że ani jednego spotkania w lidze nie rozegraliśmy w pełnym, najmocniejszym składzie, a mimo to jesteśmy w czubie tabeli. To jest optymistyczne. Ostatnio zespół wzmocnił Jakub Garbacz, MVP minionego sezonu, wracający po krótkim i niezbyt udanym pobycie w lidze niemieckiej. Będą jeszcze jakieś zmiany? - Nie planujemy żadnych dalszych wzmocnień. Mamy Kubę, musimy go dostosować do naszego poziomu, odbudować fizycznie i psychicznie. Myślę, że jesteśmy teraz kompletnym zespołem, gotowym do walki o najwyższe cele w polskiej lidze. Jako drużyna idziemy w górę, choć w naszej grze jest jeszcze sporo niedokładności. Indywidualnych ocen nie chcę wystawiać, bo jesteśmy zespołem. Pracujemy nad zgraniem, zrozumieniem zawodników i trenerów. Takiego komfortu pracy, ze względu na kłopoty zdrowotne, nie było na początku sezonu. Teraz jest czas na budowanie i skoncentrowanie się przed lutowym turniejem finałowym Pucharu Polski, a potem walką o mistrzostwo. Pana syn Igor junior ma ciężki kawałek chleba w zespole Virginia w lidze NCAA. Jak pan ocenia jego sytuację? Robi postępy, choć nie gra zbyt dużo? - Oglądam wszystkie jego mecze. Igor jest jeszcze w okresie aklimatyzacji w nowych realiach, czekamy aż ten czas dobiegnie końca. Obecnie Igor walczy o to, by upewnić sztab trenerski, że może grać na tym poziomie i na stałe wejść do rotacji w drużynie. Raz wychodzi mu to lepiej, raz gorzej, bo nie potrafi jeszcze utrzymać stałego poziomu - po dobrym meczu trener daje mu szansę, ale kolejny występ jest słabszy... Szkoleniowcy są bardzo wymagający, szczególnie w defensywie, a to jest trudne, bo syn gra nie tylko na pozycji trzy, ale i bliżej kosza "na czwórce". Niemniej cieszę się, że on, Jeremy Sochan i Kacper Kłaczek są w NCAA i walczą na tym poziomie. To wyjdzie na dobre polskiej kadrze. Rozmawiała: Olga Miriam Przybyłowicz