W półfinale ligi rosyjskiej Lokomotiw przegrywa z CSKA 0-2 i Ignerski nie ma wielkich nadziei na odwrócenie losów rywalizacji, której stawką jest finał PBL. "Zwycięstwo nad CSKA jest praktycznie niemożliwe, to niesamowity zespół. Moskwianie mają także często pomoc w postaci sędziów. To naprawdę nie jest im potrzebne i wypacza przebieg rywalizacji. Jako przykład mogę podać nasz mecz półfinałowy - w pierwszej połowie CSKA miało cztery faule, a Lokomotiw 15. Komentarz zbędny. W lidze celujemy w trzecie miejsce, gdyż daje ono możliwość uczestniczenia w kwalifikacjach do Euroligi, a poza tym wiszący medal na szyi jest zawsze miłym zakończeniem sezonu" - powiedział Ignerski. 2 maja rywalem Lokomotiwu w półfinale Ligi VTB w Wilnie będzie Uniks Kazań. Ignerski uważa, że ostatnia porażka z Kazaniem w lidze PBL 75:101 nie ma żadnego znaczenia. "Nie udało nam się wejść do Final Four Pucharu Europy, dlatego chcemy powetować to sobie w bardzo silnej Lidze VTB i być w finale. Przegrana z Uniksem w ostatnim spotkaniu sezonu zasadniczego ligi nie ma znaczenia. To był mecz o nic. Wiedzieliśmy, że i tak będziemy na czwartej pozycji i nic tego nie zmieni. W spotkaniu w Wilnie zagramy na sto procent, a nawet więcej. Najważniejsze, abyśmy tworzyli zespół. Jest tylko jeden problem. Rywale mają sześć dni na przygotowania, a my dwa, bo w niedzielę był mecz z CSKA" - dodał. Ignerski w trakcie sezonu zmienił klub, przechodząc z Niżnego Nowgorodu do drużyny prowadzonej przez utytułowanego serbskiego trenera Bozidara Maljkovica. "W Nowgorodzie mieliśmy bardzo młody zespół. Średnia wieku Rosjan stanowiących większość drużyny nie przekraczała 22 lat. Przegraliśmy każdy mecz, którego losy decydowały się w ostatnich dwóch minutach, przede wszystkim przez brak doświadczenia. W Krasnodarze mamy zespół, w którym mogą występować dwie równorzędne piątki. Dlatego walczymy o medale. Mamy też trzy razy większy budżet, no i oczywiście trenera, który cztery razy zdobywał mistrzostwo Euroligi" - dodał. Zawodnik jest zadowolony nie tylko z poziomu zespołu Lokomotiwu, ale i miasta, w którym przyszło mu grać. "Krasnodar to najlepsze rosyjskie miasto dla obcokrajowca, przynajmniej jeśli chodzi o klimat. Często w styczniu jest plus 15, zamiast minus 20 stopni. Mamy piękną, nowoczesną halę, fajnych i wiernych kibiców. Krasnodar ma ponad milion mieszkańców. Jest miastem ciekawym i zadbanym. Mam samochód służbowy, bez kierowcy. Czułbym się źle jako pasażer, ale wiem, że w Rosji wielu koszykarzy ma auto właśnie z szoferem. Sam bardzo dobrze czuję się za kierownicą. Najchętniej prowadziłbym klubowy autokar, a nawet pilotował samoloty" - zdradził swoje fascynacje. Polak, który ma za sobą występy w ligach hiszpańskiej i tureckiej, wysoko ocenia poziom rywalizacji w PBL. "Liga rosyjska jest naprawdę silna i dość wyrównana, nie licząc CSKA. O klasie zespołów decydują nie koszykarze zagraniczni, a Rosjanie. Przepis o dwóch krajowych zawodnikach, którzy muszą non stop przebywać na parkiecie, daje efekty, to zresztą widać także w wynikach reprezentacji Rosji" - ocenił. Koszykarz w lutym został tatą bliźniąt (Uli oraz Stasia) i nie ukrywa, że to wydarzenie spowodowało, że inaczej patrzy na życie. Na razie maluchami zajmuje się we Wrocławiu żona Małgorzata, a zawodnik codziennie rozmawia z nią i ogląda pociechy przez skype'a. "Nie mam ważnego kontraktu na kolejny sezon. Nie spieszy mi się z podejmowaniem decyzji. Nie ciągnie mnie już do zagranicznego klubu tak, jak kiedyś. Nie muszę już sobie i innym udowadniać pewnych rzeczy. Mam inne priorytety. Na pewno bardziej niż kiedykolwiek w karierze będę myślał o występach w polskiej lidze" - dodał.