W latach 90. był rozgrywającym Bobrów Bytom, jego znakiem firmowym była fantastyczna umiejętność rzutów z dystansu. W latach 1995-2004 w reprezentacji Polski zagrał 97 razy. W mistrzostwach Europy w 1997 roku Biało-czerwoni z nim w składzie zajęli siódme miejsce. Teraz jest trenerem personalnym, ciągle jest w świetnej formie fizycznej. W sobotę wziął udział w Bytomiu w koszykarskim starciu pokoleń czyli meczu Bobry - Polonia. Dyskutowaliśmy o świetnym występie Polaków w trwających właśnie mistrzostwach Europy. W niedzielę Polska zagra z Niemcami o trzecie miejsce w turnieju. Paweł Czado: Jest pan zaskoczony faktem, że tak dobrze idzie Polakom na mistrzostwach Europy? Ostatni raz w czwórce nasza reprezentacja w 1967 roku. Andrzej Pluta: - Jestem zaskoczony. Nie spodziewałem się tak dobrego wyniku, najpierw myślałem o szesnastce. To świetny wynik, bez względu na to jak ułoży się mecz o trzecie miejsce z Niemcami. W półfinale byliśmy rzeczywiście zdecydowanie słabsi od Francji, ale podkreślam, oczywiście nie krytykując: trzeba znać swoje miejsce w szeregu CZYTAJ TAKŻE: Polska zagra z Niemcami o brąz Teraz zagramy z gospodarzami, niemiecka drużyna jest bardzo silna, ale uważam, że mamy szansę ją pokonać. Myśląc o tym turnieju zawsze będzie przywoływać się niezwykły zwycięski mecz w ćwierćfinale ze Słowenią. - Myślę, że Luka Dončić, ich as atutowy, sam siebie trochę zniszczył. Po pierwsze - nie był chyba aż tak zmotywowany, co mu chyba przeszkadzało. Po drugie - zaczął się frustrować, dyskutować z sędziami i w efekcie wyszedł mu słabszy mecz. Wykorzystaliśmy to, graliśmy bardzo zespołowo. U nas pięciu-sześciu-siedmiu zawodników zdobywało punkty, byliśmy nie do zatrzymania. Nawet po tej trzeciej kwarcie kiedy Słoweńcy odrobili 20 punktów, czwarta kwarta znowu należała do nas - dlatego, że graliśmy zespołowo. W latach 90. był fajny czas dla koszykówki. Myśli pan, że może wrócić dzięki grze obecnej reprezentacji Polski? - Wtedy rzeczywiście był dobry okres. Dyscyplina poszła do przodu, na mistrzostwach Europy w 1997 roku zajęliśmy siódme miejsce. To przyciągnęło wtedy sponsorów, a liga stała się dzięki temu bardziej atrakcyjna. Kluby miały więcej pieniędzy i wprowadzały lepszych zawodników. Trzymam kciuki, że po miejscu w czołówce obecnej reprezentacji na mistrzostwach w Niemczech będzie podobnie, że znowu przyjdą sponsorzy a kluby pójdą do góry. W latach 90. koszykówka miała się dobrze, także ta klubowa. W Bobrach Liczyło się przede wszystkim żeby grać, prezentować dobry poziom. Była ekstraklasa, puchary europejskie, co roku biliśmy się o medal: za moich czasów Bobry zdobyły cztery medale mistrzostw Polski - trzy brązowe i jeden srebrny. Mogły być cztery złote, ale to jest sport. To były świetne lata... Słynął pan z seryjnie rzucanych trójek. Czy takich rzutów z dystansu, którymi oszałamialiście z Antoine Joubertem można się nauczyć czy to przede wszystkim talent? - Talent tak, ale również mnóstwo ciężkiej pracy. Czucie trzeba zdobywać setkami, tysiącami, dziesiątkami tysięcy rzutów. To różne rzuty: po wyjściu na pozycję, po sprincie, w warunkach treningowych, w warunkach meczowych. Po trzeba wypracować. Sam nadal jestem związany z koszykówką, jestem trenerem personalnym. Dziś miałem już trzy treningi. Dziennie spędzam 6-7 godzin na sali. Dlatego jestem cały czas w gazie. Muszę być, bo zajmuję się treningiem koszykarskim: muszę umieć pokazać, muszę umieć biegać, muszę umieć bronić. Stąd forma. Dalej pan tak trafia za trzy? - Daję radę (uśmiech). rozmawiał i notował: Paweł Czado