Mariusz Bacik z uwagą śledzi występy polskich koszykarzy podczas mistrzostw Europy. Paweł Czado: Czy to jak prezentuje się reprezentacja na tej imprezie może wspomóc naszą koszykówkę na co dzień? Mariusz Bacik, były reprezentant Polski, obecnie trener Polonii Bytom: - Jestem przekonany, że tak. Pamiętam nasze mistrzostwa Europy w 1997 roku [Polska zajęła wtedy siódme miejsce, przyp. aut.]. Po nich był w Polsce prawdziwy boom, choć wówczas wpływ miały na to także regularne występy w europejskich pucharach. Wtedy sponsorów wysypało i było dużo łatwiej. Widać, że zapotrzebowanie jest duże, hala podczas imprezy "Koszykarskie starcie pokoleń" [między Bobrami a Polonią padł remis 61-61, przyp. aut.] jest wypełniona kibicami. Stare gwiazdy przyciągają. Przed chwilą podpisywałem własną koszulkę kibicowi, który opowiedział mi, że zdarł ją ze mnie po jednym z meczów w latach 90. Była w świetnym stanie (uśmiech). Jest pan zaskoczony, że aż tak dobrze idzie naszym koszykarzom? - Jeśli mam być szczery to nikt się tego nie spodziewał. Nasze wyniki przed mistrzostwami nie napawały przecież optymizmem. Zmiana pokoleniowa mogła coś tam popsuć i dlatego to szwankowało. Ale z meczu na mecz na drużyna się budowała, to było widać. Ostatni raz w strefie medalowej byliśmy w 1967 roku, trochę czasy minęło. Teraz przed nami mecz stulecia, postaramy się ograć Niemców. Wygrać z nimi na ich terenie w Berlinie? To byłoby cudowne. CZYTAJ TAKŻE: Polska zagra z Niemcami o brąz Myśli pan, że jest szansa? - Obiektywnie szans oceniam 70:30 dla Niemców, ale serducho mówi, że 99:1 dla Polski. Miło, ze informacje nawet niekoniecznie sportowe zaczynają się od słów "nasi koszykarze...". Za moich czasów tak nie było, nie było Internetu. Sympatyczne jest to, że sportowcy, choćby Robert Lewandowski, nagrywają filmiki poświęcone koszykarzom. To pokazuje, że nie jesteśmy sami dla siebie a więc mobilizuje do pracy. Moje pokolenie w 1997 roku przegrało w ćwierćfinale z Grekami, choć do przerwy prowadziliśmy jednym punktem, a potem nawet dziesięcioma. Teraz chłopcy nas pobili, powalczą o medal i całe szczęście, bo to brzemię z nas zeszło i będą na nich spoglądać (uśmiech). Myśli pan, że Mateusz Ponitka to gracz na miarę NBA? On sam jest skromny. - Uważam, że tak. W NBA gra się inną koszykówkę niż w Europie. Tutaj jest więcej gry zespołowej, w NBA indywidualności mają większe prawo do zaistnienia, jest tam dużo gry jeden na jeden, jeden z przepisów o poruszaniu się na boisku nie umożliwia takiej mocnej pomocy jak w Europie. W związku z tym myślę, że Ponitka miałby tam duże szanse. Zresztą po meczu ze Słowenią sam Luka Dončić, specjalista wysokiej rangi, stwierdził, że dziwi się, że Mateusza jeszcze tam nie ma. Dlaczego więc miałoby się tak nie stać? Rozmawiamy w miejscu, które kiedyś słynne było z tego, że po meczu trzeba było ubranie oddać do prania, bo w hali był bardzo sppcyficzny zapach. - Stare dzieje... Z dawnej hali nic nie zostało, na jej miejscu postawiono nową, a za tym poszedł pomysł żeby pod szyldem Polonii reaktywować koszykówkę w Bytomiu. Po kilkunastu latach awansowaliśmy właśnie na zaplecze ekstraklasy, w pierwszym roku chcemy się w niej utrzymać. Mam nadzieję, że nie powiedzieliśmy ostatniego słowa, chcielibyśmy żeby wróciła tu ekstraklasa. Zdajemy sobie sprawę, że to nie jest proste. Nie chodzi bowiem tylko o umiejętności sportowe, by to wróciło, potrzebni są bowiem bogaci sponsorzy. W latach 90. wspomagała nas Huta Bobrek, która miała dużo pieniędzy, potem także Browary Tyskie i Ericsson. Dziś trudno o takich sponsorów, mam jednak nadzieję, że takie wydarzenia jak mecz wspomnień między Bobrami a Polonią je przyciągną, zachęcą do łaskawszego spojrzenia na koszykówkę rozmawiał i notował: Paweł Czado