Trefl Sopot odniósł czwarte kolejne zwycięstwo w lidze, pokonując PGE Spójnię Stargard 72:71, ale po pierwszej kwarcie chyba nikt nie spodziewał się takiego rozstrzygnięcia. Pierwsze 19 punktów w tym meczu zdobyli stargardzianie i zapowiadało się na ich bardzo wysoką wygraną. Pozytywny przedmeczowy nastrój trenerowi Trefla, Marcinowi Stefańskiemu pokrzyżowały przedmeczowe informacje o chorobach Michała Kolendy i Yannicka Franke, stąd pierwsza w karierze obecność Daniela Ziółkowskiego w wyjściowej piątce. Brak podstawowych rzucających obrońców mocno dał się we znaki Żółto-Czarnym, bo nie trafili 13 (!) pierwszych rzutów, przez ponad siedem minut ich konto punktowe pozostawało dziewicze. W tym czasie goście skrzętnie prowadzili punkty, byli skuteczni za "3", zdobyli 19 punktów z rzędu! Okrutną niemoc przerwał dopiero dystansowym rzutem Darious Moten. Pierwsza kwarta zakończyła się niecodziennym rezultatem 9:26. Trefl Sopot - PGE Spójnia Stargard 72:71 W połowie drugiej kwarty po "trójce" Brandona Younga i dwutakcie Darrina Dorseya deficyt Trefla zmniejszył się do 10 punktów - było 20:30. W barwach gości nie mylili się najskuteczniejsi Baylee Steele (13 punktów w I połowie) i Justin Gray (9 punktów do przerwy), ale połowa zakończyła się koszem Motena, najskuteczniejszego wśród miejscowych wraz z Joshem Sharmą - na półmetku deficyt Trefla wynosił ledwie dziewięć punktów. Po przerwie Trefla w meczu utrzymywał bardzo skuteczny z dystansu Dorsey (16 punktów na tym etapie meczu), a gościom przestały wpadać rzuty i było już tylko 40:44. Wreszcie po kontrataku i łatwych punktach Younga, gospodarze w 27. minucie po raz pierwszy objęli w tym meczu prowadzenie 47:46. Niesamowite! A przecież zaczęło się od 0:19 i wydawało się, że jest już po meczu. Dwoma trójkami z rzędu zrewanżował się Admon Gilder i przywrócił gościom prowadzenie, ale i tak cztery punkty deficytu przed decydującą kwartą to dla zdziesiątkowanych gospodarzy był bardzo obiecujący i dający nadzieję wynik. Zaraz na początku decydującej części meczu z dystansu trafiali Gilder, Gray i Tomasz Śnieg - było już 55:66 dla gości. PGE Spójnia odjechała dość mocno gospodarzom, na dwucyfrową odległość, ale nadzieja miejscowych wciąż się tliła. Najpierw pięknym blokiem popisał się Sharma, potem rzucił za dwa, Moten poprawił za trzy i było już tylko 67:71. Po przerwie na żądanie za trzy trafił najlepszy dziś i najskuteczniejszy w Treflu Darrin Dorsey i strata zmalała do punkty na nieco ponad dwie minuty do końca meczu. Emocje sięgały zenitu! Na 25 sekund przed końcem rozgrywający gości Tomasz Śnieg zgubił piłkę na rzecz DeAndre Davisa, ten podał do Josha Sharmy, którego w niesportowy sposób faulował Kacper Młynarski. 21 sekund do końcowej syreny, Sharma nie pomylił się z osobistych i było 72:71 dla Trefla. Miejscowi mieli piłkę, ale nie trafili do kosza. Spójnia miała osiem sekund, by trafić i wygrać to spotkanie. Znów niewidoczny przez większość spotkania Davis wyłuskał piłkę i Trefl zaliczył niesamowity comeback i wygrał to spotkanie. Obecnie miejscowi mają bilans 10 wygranych i osiem porażek i realne szanse na występ w play-off. Trefl Sopot - PGE Spójnia Stargard 72:71 (9:26, 21:13, 22:17, 20:15) Trefl: Darrin Dorsey 22, Josh Sharma 17, Karol Gruszecki 5, DeAndre Davis 7, Daniel Ziółkowski 0 - Dariuos Moten 14, Brandon Young 7, Paweł Leończyk 0. Spójnia: Baylee Steele 21, Justin Gray 18, Admon Gilder 15, Nick Spires 7, Tomasz Śnieg 5 - Daniel Szymkiewicz 3, Kacper Młynarski 2. Maciej Słomiński