Były reprezentant Polski (według strony klubowej 15 spotkań), urodzony w Radomiu, gdzie stawiał pierwsze kroki w drugoligowym AZS, wywalczył dwa brązowe medale mistrzostw kraju (2010, 2017) oraz srebro w 2018 roku. "Na pewno będzie szkoda i na jakimś meczu w roli kibica łezka nie raz zakręci się w oku, a ciarki przejdą po plecach, ale zdrowie ma się jedno. A ono nie jest takie jak kiedyś. Wszystko przez kontuzje i dwa zabiegi operacyjne latem 2017 roku. Młodzież +napiera+. Można powiedzieć, że dorastałem do tej decyzji od pewnego czasu. W nowym roku mam nowe wyzwanie i motywacje. Będę się mógł sprawdzić w nowej roli" - powiedział PAP. W ekstraklasie zadebiutował z ekipą Znicza Jarosław, która w 2006 roku awansowała do ekstraklasy. Potem występował w Polpharmie Starogard Gdański, Anwilu Włocławek, Rosie Radom i Kingu Szczecin, a od 2016 r. w BM Slam Stali Ostrów Wlkp. 36-letni Majewski nie rozstaje się z klubem z Ostrowa Wlkp. - ma bowiem koordynować pracę Akademii Koszykówki i współtworzyć system szkolenia młodzieżowego Stali. "Mamy już grupy młodzieżowe, a budowa nowej hali, która mam nadzieję będzie oddana już niedługo, pomoże w rozwinięciu grup młodzieżowych. Przez najbliższe pięć miesięcy mam być powoli wprowadzany w obowiązki organizacji koszykówki dla najmłodszych. W przyszłości będę chciał przekazywać i zaszczepić młodym chłopakom doświadczenia i to, że tylko pracą można dojść do czegoś. Ja talentu nie miałem, ale to, co osiągnąłem to właśnie dzięki ciężkiej pracy" - dodał. Majewski, który nazywany był przez kolegów "facetem ze stali", a nawet "Majonezem nie do zdarcia" (od nazwiska - PAP) nie ukrywa, że nadal tkwi w nim niedosyt z sezonu 2016/17, w którym Stal sięgnęła po brąz, a on doznał pierwszej kontuzji w karierze. "W ostatnim meczu ćwierćfinałowym z MKS Dąbrowa Górnicza doznałem kontuzji mięśnia długiego w pachwinie. To był pierwszy uraz w karierze i choć jeszcze w półfinale ze Stelmetem, późniejszym mistrzem, kuśtykałem, to nie było to już to. Koledzy też doznali urazów i super skład, którym naprawdę mogliśmy dokonać czegoś więcej niż półfinał rozsypał się. Cały czas myślę, co byłoby, gdybym nie doznał kontuzji..." - przyznał. Po sezonie okazało się, że nie tylko pachwina nadawała się do zabiegu, ale i kontuzjowany, a raczej przeciążony latami twardej walki pod koszem, bark. "Bark też nie był w porządku i w jednym czasie, latem 2017 roku przeszedłem dwa zabiegi operacyjne. Po nich nie mogłem już dojść do formy w minionym sezonie, a w tym z każdym treningiem było trudniej. To była walka z samym sobą, ze strachem, że coś się odnowi i skończę karierę jako inwalida na środkach przeciwbólowych. Tego chciałem uniknąć" - podkreślił. (PAP) Olga Przybyłowicz