Przez ostatnie dni fani basketu raz po raz nie szczędzili pochwał łotewskiej drużynie. Debiutanci na mistrzostwach świata grali bez respektu z drużynami, które regularnie występują na imprezie tej rangi. Łotysze przeszli przez pierwszą i drugą fazę grupową, awansowali do fazy pucharowej i choć nie zdołali zakwalifikować się do czwórki walczącej o medale, to jednak kontynuowali udział w mistrzostwach grając o miejsca 5-8. Pierwsza połowa spotkania o piątą lokatę przeciwko Litwie dała im prowadzenie 49:38, jednak nie była to jeszcze oczywiście zaliczka bezpieczna. Po wznowieniu gry szybko okazało się jednak, że Litwini w dwóch kolejnych kwartach będą tylko tłem dla rywali. Łotwa zaczęła drugą połowę od rzutu za trzy Andrejsa Grazulisa, następnie również z dystansu trafił Arturs Kurucs i przewaga zaczęła rosnąć. Z 49:38 w krótkim czasie zrobiło się... 63:39 i mecz był praktycznie rozstrzygnięty. Kolosalna sensacja. Amerykanie padli na parkiet W dalszej części spotkania Litwini grali już głównie po to, by po prostu dokończyć spotkanie. Różnica dzieląca obie drużyny ciągle się powiększała, bo Łotysze grali swoje, a ich rywale czekali przede wszystkim na końcową syrenę, świadomi, że i tak niczego już nie uda im się zmienić. Mecz skończył się więc wynikiem 98:63 (28:20, 21:18, 28:9, 21:16). Najskuteczniejszym zawodnikiem był wspomniany Arturs Kurucs, który zdobył 20 punktów. Aż siedemnaście asyst zaliczył Artur Zagars. Łotysz ustanowił nowy rekord mistrzostw świata, jeśli chodzi o liczbę asyst w jednym spotkaniu. W niedzielę poznamy medalistów Wcześniej w sobotę odbył się mecz o siódme miejsce, w którym Słowenia pokonała Włochy. Na niedzielę zaplanowane są najważniejsze spotkania - najpierw o brązowy medal (USA - Kanada, 10:30 polskiego czasu), a następnie o mistrzostwo świata (Niemcy - Serbia, 14:40).